32-letni wówczas pediatra wyjechał na Zachód, aby dorobić do pensji. Pracę załatwił mu Jerzy M., były funkcjonariusz służby bezpieczeństwa, a następnie pracownik urzędu paszportowego i ochroniarz w jednym z nocnych klubów. Obaj poznali się w kaliskiej „Poliklinice’’. M. załatwił sobie pracę w Niemczech i wyjechał z rodziną. Obiecał też znaleźć zajęcie lekarzowi. Po jakimś czasie pediatra dostał zaproszenie, wyrobił sobie wizę i wyjechał – najpierw jesienią 1989 r., kolejny raz wyjechał do pracy w betoniarni wiosną 1990 roku. Zamieszkał w magazynie przy zakładzie. W weekendy odwiedzał Jerzego M. W Niemczech pojawił się też młodszy z braci M. – Zbigniew. Jerzy Ł. na saksach miał być przez dwa miesiące i wrócić. W nocy z 29 na 30 maja został jednak zamordowany.
Podejrzenie padło na braci M. Według ustaleń niemieckich śledczych, sprawcy tłukli ofiarę drewnianym kołkiem po głowie, aż do utraty przytomności. Później zabrali mu 3500 marek niemieckich i 750 dolarów. Z odczytanego przez prokurator Cecylię Majchrzak aktu oskarżenia wynika, że to Zbigniew M. miał zabić Jerzego Ł., dźgając go nożem po klatce piersiowej i szyi. Biegli ustalili, że jeden z ciosów został zadany prosto w serce. Dla zatarcia śladów sprawcy wrzucili ciało do jeziora, a fiata 126p należącego do ofiary spalili.
Niemiecka policja zatrzymała Jerzego M. Został on jednak oczyszczony z zarzutu zabójstwa, odsiedział wyrok za rozbój. O zabójstwo podejrzewano Zbigniewa M. Ten wyjechał jednak z Niemiec, a poszukiwania nie przyniosły rezultatu. W 2001 r. sprawą zajęli się policjanci z Komendy Wojewódzkiej Policji w Poznaniu. W 2008 r. odnaleźli Zbigniewa M. we Francji. Okazało się, że 42-letni dziś mężczyzna zaciągnął się do legii cudzoziemskiej. Po 15 latach służby przeszedł na emeryturę, założył rodzinę i żył spokojnie pod zmienionym nazwiskiem. Polska policja odnalazła go niedaleko Marsylii, gdzie dorabiał w firmie ochroniarskiej założonej przez jego brata. W maju 2009 r. Zbigniew M. dobrowolnie przyjechał do Polski. Został jednak zatrzymany, a sąd postanowił o jego tymczasowym aresztowaniu.
– Chciałem wyjaśnić to nieporozumienie – zeznał śledczym. – Brat obciążył mnie winą, aby wyjść z tej całej sytuacji. Mówił mi, że policjanci zmusili go, aby się przyznał. Obiecał, że jest gotów przyjechać do Polski i wszystko wytłumaczyć.
Zbigniew M. konsekwentnie nie przyznaje się do winy. Odmówił składania zeznań i nie chce odpowiadać na pytania. Dzisiaj kolejny dzień procesu, podczas którego zeznawać będą świadkowie.
Dziennik Zachodni / Wybory Losowanie kandydatów
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?