Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Korycin. Prałat pełnił posługę do ostatniego dnia życia. Pożegnały go tłumy wiernych (zdjęcia, screeny, wideo)

Ewa Bochenko
Odszedł ksiądz Kazimierz Karpienia
Odszedł ksiądz Kazimierz Karpienia Materiały Korycin.pl
- To był wyjątkowy kapłan- tak mówią o nim wierni, arcybiskupi, biskupi i księża, którzy stykali się z nim za jego życia. Dziś, 12 listopada, wierni pożegnali prałata, ks. Kazimierza Karpienię, który od wielu lat pełnił posługę kapłańską w Korycinie. W dniu śmierci chciał jeszcze odprawić mszę. Ale już nie dał rady.

- Wujku... dziękuje ci za wzór wiernego i odpowiedzialnego kapłaństwa. Za troskę o każdego z nas. I za przesuwane paciorki różańca w naszych intencjach - mówił ks.Andrzej Gniedziejko, dziekan i proboszcz korycińskiej parafii. Prywatnie siostrzeniec ś. p. prałata, ks. Kazimierza Karpieni, który zmarł w piątek wieczorem w wieku 88 lat.

Dziś trwały uroczystości pogrzebowe. Żegnały go tłumy wiernych. Korycińska świątynia była dosłownie wypchana po brzegi. Jak nigdy. We mszy żałobnej wzięli udział nie tylko parafianie. Przy trumnie była najbliższa rodzina, księża, biskupi, arcybiskupi, klerycy i siostry zakonne. Mszę prowadził arcybiskup Tadeusz Wojda, metropolita białostocki. Trumna w asyście druhów z drużyn ochotniczych straży pożarnych z gminy Korycin została przeniesiona na nekropolię. Kondukt poprowadzony został na pobliski cmentarz przez Park Plebański. Miejsce, które uwielbiał prałat. Często tam spacerował.

- To był wyjątkowy ksiądz- mówił w świątyni Mirosław Lech, wójt gminy Korycin. W swojej przemowie pożegnalnej przypomniał jakim prałat był człowiekiem. I jakie odczucia wywierał u ludzi.

- W latach 90-tych, gdy był jeszcze proboszczem naszej parafii, razem załatwialiśmy pieniądze na remont kościelnych wieży w ministerstwie. W drodze powrotnej z Warszawy zaskoczony mówił mi o tym, że mnie tam znają. Tymczasem po jego wizycie to mnie pytano o niego. Wszyscy byli pod jego wrażeniem- opowiadał wójt.

Kazimierz Karpienia urodził się 27 czerwca 1930 roku w Nowej Wsi w gminie Dąbrowa Białostocka jako jedenaste z dwanaściorga dzieci w Stanisława i Stefanii z domu Truchanowicz. 25 września 1950 roku wstąpił do Seminarium Duchownego w Białymstoku, a 24 czerwca 1956 roku przyjął święcenia kapłańskie. Pierwszą parafią, do której został skierowany był Korycin. Potem trafił do Suraża, a po roku do Nowego Dworu, gdzie przebywał przez pięć lat. W 1963 roku biskup Adam Sawicki przeniósł go do parafii farnej w Białymstoku, gdzie przez dziesięć lat pełnił funkcję wikariusza i prefekta szkół średnich. Potem pełnił posługę w Łubiance. Przez pięć lat był jej rektorem, a po ustanowieniu samodzielnej parafii, przez kolejne dwa lata proboszczem.

W 1980 roku biskup Edward Kisiel mianował go proboszczem parafii pw. Znalezienia i Podwyższenia Krzyża Świętego w Korycinie i dziekanem dekanatu korycińskiego. 21 czerwca 1986 roku biskup Edward Kisiel obdarzył go godnością Kanonika Honorowego Bazyliki Metropolitarnej Wileńskiej. 11 marca 2000 roku otrzymał godność Honorowego Prałata Papieskiego. W wieku 75 lat ksiądz Kazimierz przeszedł na emeryturę korycińskiej parafii, ale pozostał jako rezydent i pełnił nieprzerwanie posługę kapłańską.

Na trzy dni przed śmiercią w Korycinie trwały nagrania wypowiedzi mieszkańców, które na nośnikach miały być zamknięte w kapsule czasu. Operatorzy zjawili się również na plebanii. Mimo, że ksiądz Kazimierz był już bardzo słaby, wstał z łóżka, ubrał się i wystąpił przed kamerą. Powiedział piękne słowa o wolności.

- Polacy pozbawieni wolności przez trzech zaborców mieli jedno wielkie pragnienie: odzyskanie wolności. Odzyskanie jej sprawiło wielką radość. Jednocześnie nałożyło obowiązek by dalej dokładać wszelkich starań by tę wolność zachować-to ostatnie, wypowiedziane publicznie, słowa księdza Karpieni.

W dniu śmierci, w piątek, 9 listopada z trudem, ale przybył do kościoła. Brał udział w koncelebrze. Wyspowiadał się, przyjął sakrament chorych, co w jego przypadku było ostatnim namaszczeniem. Przyjął też komunię świętą na ostatnią drogę. Odmówił brewiarz i różaniec. Na krótko przed śmiercią zapytał księdza Karola, wikariusza, czy już odmówił kompletę. I odszedł.

- To była piękna śmierć. Chciałbym taką mieć. Jakie życie, taka śmierć, to powiedzenie idealnie odnosi się do księdza Kazimierza. Piękne życie księdza zakończyło się piękną śmiercią- mówił ks. Stanisław Hołodok w trakcie homilii.

W trakcie wzruszającej uroczystości podkreślano jakim był dobrym i prostym człowiekiem. Nigdy nikomu nie odmawiał pomocy.

- Pamiętam jak kiedyś byłem z nim w Białymstoku i podszedł do nas mężczyzna, który ewidentnie chciał wyłudzić pieniądze. Ksiądz Kazimierz bez słowa wyjął portfel i podał mu banknot. Zapytałem go po co to zrobił. A on odpowiedział z uśmiechem "a niech ma". Taki był, Znał wszystkich swoich parafian i wszystko o nich wiedział. Był jak ojciec - opowiadał Lech.

Lubił nie tylko spacerować po Parku Plebańskim czy cmentarzu, gdzie modlił się za dusze. Uwielbiał też dzieci. Chętnie brał udział w szkolnych i przedszkolnych uroczystościach. Wierni nie mają wątpliwości, jego śmierć to ogromna, niepowetowana strata.

- On tu wszystkich nas chrzcił i wszystkich znał. To był kapłan z powołania. A jak chodził po kolędzie, co bardzo lubił, zdarzało się, że to on zostawiał parafianom pieniądze a nie brał od nich. Dlatego dziś tu wszyscy jesteśmy- mówili miejscowi.

Dwa lata temu, rozmawiałam z nim przy okazji materiału do świątecznego wydania jednej z naszych gazet. Mimo, że już wtedy nie czuł się najlepiej, chętnie się ze mną spotkał. Na koniec, gdy już rozmawialiśmy prywatnie, zapytałam go skąd bierze siłę do posługi. Przecież inni księża w jego wieku, na emeryturze, już nie angażują się tak bardzo w życie Kościoła. Spodziewałam się, że powie mi coś o modlitwie. Tymczasem odpowiedział, że siłę bierze od ludzi, którymi jest otoczony . "Ludzie to Pan"- skwitował.

Dzień przed pogrzebem, w gminie odbywały się uroczystości związane z odzyskaniem niepodległości przez Polskę a także z otwarciem dużej inwestycji w Korycinie. Miało być bardzo hucznie. Ze względu na śmierć księdza prałata, zrezygnowano z części programu. Ale na niebie rozbłysły zaplanowane fajerwerki. Miały być uczczeniem święta. Po śmierci księdza rozważano rezygnację z pokazu. Jednak ostatecznie zmieniono jego symbolikę, co podkreślono na uroczystościach. Sztuczne ognie były światełkiem na drogę dla księdza Kazimierza.

Ksiądz prałat przygotował się do tej swojej ostatniej drogi. Miał już pomnik a swemu siostrzeńcowi, księdzu Andrzejowi, polecił jak ma zorganizować uroczystość. I prosił, żeby w jego imieniu wszystkim podziękował. Co też ksiądz dziekan uczynił.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na sokolka.naszemiasto.pl Nasze Miasto