Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Krynki. Kupiła zasiedzony budynek. I nic nie może z tym zrobić

red
Kupiła zasiedzoną nieruchomość
Kupiła zasiedzoną nieruchomość EB
Teresa Lisowska kupiła siedlisko z budynkiem, do którego prawa rości sobie sąsiad. Dowiedziała się o tym przypadkiem. Teraz walczy z sąsiadem o wydanie jej spichlerza, który kupiła. Jednak do tej pory nic nie wskórała, poza tym, że straciła pieniądze na walkę przed sądami

Właśnie zakończyło się jedno z postępowań sądowych w tej bulwersującej sprawie. Pani Teresa je przegrała. Sąd uznał, że to nie ona jest właściwą osobą do dochodzenia o swoje. Mało, że proces przegrała, musi ponieść koszty adwokata przeciwnej strony. O tej sprawie pisaliśmy wielokrotnie. Przypomnijmy.

Kobieta z Warszawy na Podlasie przeprowadziła się rok temu. Mieszkanie tu było marzeniem jej życia. Spełniło się, gdy dostała spadek po ojcu. Znalazła wymarzone siedlisko w Góranach pod Krynkami. Kupiła je i myślała, że tu, na Sokólszczyźnie spokojnie spędzi emeryturę.

Klikając tu, przeczytasz o tej sprawie więcej

Szybko okazało się, że to były tylko mrzonki. Było to w momencie, w którym upomniała się o swoje. Poprzednia właścicielka siedliska była spadkobierczynią człowieka, który całe życie spędził w Góranach. Jako, że mężczyzna nie miał dzieci, przekazał swoje nieruchomości bratanicy. Ta z kolei postanowiła zbyć darowiznę pani Teresie. Dodaje, że o tyle, o ile jasne było dla niej, co znaczy stodoła, o tyle słowo spichlerz było dla niej tajemnicą. Była przekonana, że to jeden z budynków pomiędzy stodołą a domem. O tym, że się myli, uświadomili ją mieszkańcy wsi.

- Ktoś mi powiedział, że budynek na działce sąsiada należy do mnie. Byłam zaskoczona tą wiadomością, bowiem co prawda stał tuż przy moim płocie, ale mimo wszystko na sąsiedniej działce. Po przeanalizowaniu aktu notarialnego okazało się, że istotnie, budynek, o którym mówili sąsiedzi, to spichlerz, który nabyłam wraz z siedliskiem - tłumaczy kobieta.

Zrobiła rekonesans i wyszło na jaw, że budynek wraz z kawałkiem placu, na którym jest postawiony, kilkadziesiąt lat temu od sąsiada wykupił pierwszy właściciel jej siedliska. Niestety nie zachowały się żadne akty notarialne ani umowy poświadczające ten fakt. Jedyny ślad z przeszłości, poza relacjami sąsiadów, na który natrafiła pani Teresa, to kwitek za ubezpieczenie tego budynku z lat 70-tych.

- Został on również uwzględniony w akcie darowizny z 2003 roku, kiedy to cała nieruchomość była przekazana bratanicy pierwszego właściciela - mówi.

Dodaje, że tak naprawdę ten spichlerz nie jest jej do niczego potrzebny, ale skoro go kupiła, chciała go używać. Tyle, że sąsiad uniemożliwił jej to, twierdząc, że budynek należy do niego. Mało tego, uświadomił jej, że w 2008 roku rozpoczął procedurę zasiedzeniową części działki, na której się znajduje.

- Byłam bardzo zaskoczona, kiedy się o tym dowiedziałam, ponieważ ja nabywając ziemię z tym nieszczęsnym spichlerzem w 2015 roku zostałam zapewniona przez zbywcę, że jest pozbawiona jakichkolwiek roszczeń od osób trzecich - mówi pani Teresa, na dowód swoich słów pokazując akt notarialny, w którym widnieje ten zapis.
Kiedy to wyszło na jaw, kobieta chciała odzyskać pieniądze za ów spichlerz. Myślała, że uda się jej dojść do porozumienia z poprzednią właścicielką. Niestety, ta przestała odbierać od niej telefony, po tym jak wyszło na jaw, że musiała wiedzieć o zamiarach sąsiada względem budynku, nie informując o tym fakcie nabywczyni.
Pani Teresa ze swoimi problemami poszła do sądu. W trakcie tego postępowania odkryła też, że sąsiad użytkuje spory kawałek jej posesji. I, że jest mnóstwo niejasności.

- Odkryłam mapy, na których widać, że na mojej działce doszło do samowolnego przesunięcia granic przez mego sąsiada - mówi zdenerwowana.

Te argumenty jednak sądu nie przekonują. Zdaniem orzekających to poprzednia właścicielka powinna była załatwić niejasności przy tej nieruchomości. Bo to nie nowa właścicielka była uczestniczką postępowania spadkowego.
Wychodzi na to, że jedyną drogą do odzyskania pieniędzy za spichlerz, który kupiła ale nie może go użytkować, jest wyciągnięcie konsekwencji od poprzedniej właścicielki. Kobieta miała nadzieję, że sąd widząc akt notarialny stanie po jej stronie. Tymczasem tak się nie stało, zdaniem sądu bowiem akt ten nic nie znaczy w tej sprawie. Dodatkowo sąsiad zaczął rościć sobie prawo do używania studni, która znajduje się na posesji

- Czuje się oszukana. I mam wrażenie, że wszyscy zawzięli się przeciwko mnie. A ja przecież tylko chce odzyskać to, co kupiłam- mówi poirytowana.

Dodaje, że wobec postawy sądów pozostało już jej tylko pozwanie z powództwa cywilnego poprzednią właścicielkę jej nieruchomości. Za to, że ją oszukała. Zamierza to zrobić w najbliższym czasie, bo chce by ta sprawa wreszcie się zakończyła.

- Marzyłam o spokoju na emeryturze, mam nadzieję, że się go doczekam - kończy kobieta.

Z poprzednią właścicielką nie udało nam się porozmawiać mimo kilku prób telefonicznych

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Wielki Piątek u Ewangelików. Opowiada bp Marcin Hintz

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Krynki. Kupiła zasiedzony budynek. I nic nie może z tym zrobić - Sokółka Nasze Miasto

Wróć na sokolka.naszemiasto.pl Nasze Miasto