Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Sokółka. Po Ulę śmierć przychodziła kilka razy. Jej mama wybierała sukieneczkę do trumienki. Ale dzielna dziewczynka żyje. (Zdjęcia)

Ewa Bochenko
Ewa Bochenko
Mała Ula z Sokółki jest bardzo silna. Ale potrzebuje pomocy
Mała Ula z Sokółki jest bardzo silna. Ale potrzebuje pomocy Archiwum prywatne
Ula urodziła się z zespołem wad towarzyszącym niedotlenieniu. Właściwie miała nie żyć. Kilka razy wyrywano ją śmierci. Jej mama żyła jak na tykającej bombie. Wiedziała, że musi liczyć się z tym, że córeczka może w każdej chwili umrzeć

Z tym nie da się pogodzić, można tylko żyć z tą myślą. Ja w głowie układałam sobie to, w jaką sukieneczkę ją ubiorę, jak będzie wyglądała jej trumienka - łamanym głosem zaczyna swoją opowieść Natalia.

Jej córeczka, Ula, ma 10 miesięcy i bardzo poważne problemy, przede wszystkim oddechowe, ale również ruchowe. Najprawdopodobniej są wynikiem niedotlenienia, do jakiego doszło już w ciąży. Dziewczynka większość swego życia spędziła w szpitalach. Właściwie od kilku tygodni jest w domu, ale wciąż podłączona do przenośnego respiratora. Jej mama nie ma wątpliwości, że córeczkę uda się postawić na nogi i doprowadzić do takiego stanu, żeby mogła normalnie żyć. Wie to, bo widzi jak bardzo poprawił się jej stan od wyjścia ze szpitala. Ale nie zawsze tak było...

Informacja o ciąży spadła na rodziców Uli niespodziewanie. Mieli już dwóch synów (3,5l. i 7 l.). Wiadomość, że tym razem urodzi się dziewczynka wprawiła ich w euforię. Marzyli, zwłaszcza Natalia, o córeczce. Nie mogła doczekać się kiedy zacznie ją stroić w sukieneczki i czesać jej włoski.

W ciąży pojawiały się kłopoty, ale były bagatelizowane przez lekarzy. Tłumaczono Natalii, że wszystko jest pod kontrolą. Choć niektóre objawy ją niepokoiły, ufała lekarzom.

Dzień przyjścia na świat Uli jednak nie wyglądał tak, jak sobie wymarzyła jej mama. Właściwie to był jeden z najgorszych dni w jej życiu. Mała urodziła się bardzo szybko. Była sina, nie płakała. Mimo to dostała aż 9 punktów w skali Agpar. Natalia do dziś nie wie czemu, bo kilka godzin później musiała żegnać się z córeczką. Nie pozwolono jej przytulić noworodka. Właściwie możliwe było to dopiero kilka tygodni później. W dniu jej narodzin, wieczorem, do Natalii przybiegły pielęgniarki. Zapytały czy mogą ją ochrzcić. Natalia dobrze wiedziała co to oznacza, ale jeszcze je zapytała czy ona umiera. Pielęgniarki bezgłośnie jej przytaknęły i pobiegły. Ona nie brała w tym udziału, nie miała siły. Małą trzeba było reanimować, nie ostatni raz zresztą. Kilka razy wyrywana była śmierci.

Już w pierwszej dobie po urodzeniu przetransportowano ją do białostockiego szpitala. Mała od pierwszych chwil na świecie była pod respiratorem. Nie oddychała samodzielnie. Robiono jej mnóstwo badań, ale poza tym, że została niedotleniona przy porodzie, nie wiedziano co jej jest. Miała chyba wszystkie możliwe testy, łącznie z tymi na choroby genetyczne. Nic nie wskazywało przyczyn jej ciężkiego stanu. Ciosem była też wiadomość, że dziewczynki nie można przewieźć do warszawskiego Centrum Zdrowia Dziecka, bo zdaniem lekarzy po pierwsze tam przyjmowane są tylko maluchy, którym da się pomóc, a wtedy nie widziano takiej szansy u Uli. Poza tym, jej stan był tak ciężki, że nie przeżyłaby transportu.

Przeczytaj też o innej, chorej dziewczynce: Wiki miała nie mówić i nie chodzić. Miała być roślinką

Natalia uważa, że stał się jednak cud, bo warszawscy lekarze uznali, że są w stanie pomóc jej maleńkiej córeczce i mała finalnie trafiła na kilka tygodni do CZD. Ustabilizowano ją tam i odesłano z powrotem do Białegostoku, gdzie mała trafiła do DSK, przebywała tam do maja. Co prawda próbowano ją wypisać do domu, gdy miała pół roczku, ale po kilku godzinach dziewczynka trafiła z powrotem na oddział. Miała zapalenie płuc i problemy oddechowe. Od maja jest już w domu.

- Pielęgniarki, gdy wychodziliśmy ze szpitala, zastanawiały się jak sobie z nią poradzę, gdy zacznie płakać, tak jak często bywało w szpitalu. Ja mam na to najlepszy sposób. Biorę ją na ręce i przytulam. Mimo że ciągle jest podłączona do respiratora. To ją w chwilę uspokaja - mówi jej mama.

Dziewczynka, oprócz zmian w mózgu, będących wynikiem niedotlenienia, ma też niedowład kończyn. Poważne problemy ruchowe. Ale od kiedy wróciła do domu, jej stan polepsza się z dnia na dzień. Rusza już główką, przewraca się na boki,zaczyna machać nóżkami. Zdarzyło już jej się wyrwać rurkę od respiratora. A miała być roślinką. Jej rodzice widząc te postępy, postanowili zrobić wszystko, by doprowadzić ją do takiego stanu, by mogła normalnie żyć. Możliwe jest to dzięki rehabilitacji. A to kosztuje.

Rehabilitacja czyni cuda

O tym, ile dobrego może zrobić intensywna rehabilitacja, nie trzeba nikogo przekonywać. Najlepszym świadectwem z naszego otoczenia jest Wiktoria Kulfan z Janowa, cierpiąca na Moebiusa. Miała nie mówić, nie przełykać, nie chodzić.

3-latka właśnie stawia pierwsze kroki, potrafi nawet poszarpać się w czasie kłótni ze starszym bratem. Wszystko dzięki intensywnej rehabilitacji. Rodzice Natalki wierzą, że ona pomoże również ich Uleńce. Potrzebne jest im wsparcie, bo to kosztowne zabiegi. Każdy, kto chce pomóc, może wpłacić pieniądze na pieniądze na konto Fundacji Dzieciom „Zdążyć z Pomocą” . Nr. konta 42 2490 0005 0000 4600 7549 3994 z dopiskiem 34333 Wałachowska Urszula - darowizna na pomoc i ochronę zdrowia.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak postępować, aby chronić się przed bólami pleców

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na sokolka.naszemiasto.pl Nasze Miasto