Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Kontrowersje wokół ulicy, której patronuje sowiecki żołnierz. Dla jednych Kunawin to bohater, inni widzą w nim symbol okupacji

Martyna Tochwin
Martyna Tochwin
Jak może być ulica Kunawina, bohatera Związku  Radzieckiego, kiedy w tym samym czasie prowadzimy zbiórkę, żeby upamiętnić ofiary Obławy Augustowskiej, które zostały zamordowane przez ten sam układ totalitarny? - denerwuje się Bogdan Gładczuk.
Jak może być ulica Kunawina, bohatera Związku Radzieckiego, kiedy w tym samym czasie prowadzimy zbiórkę, żeby upamiętnić ofiary Obławy Augustowskiej, które zostały zamordowane przez ten sam układ totalitarny? - denerwuje się Bogdan Gładczuk.
W Dąbrowie Białostockiej wciąż jest ulica, której patronuje sowiecki żołnierz. Pamięć o nim jest wyjątkowo żywa w pobliskich Harasimowiczach. Część miejscowych dobrze go wspomina, bo zginął broniąc tej wsi, a dzięki jego zasługom, po wojnie powstała tam szkoła podstawowa. Inni z kolei twierdzą, że jego mit to dobrze uknuta radziecka propaganda.

Henryk Stankiewicz, pochodzący z Harasimowicz 82-letni poeta, dla upamiętnienia postaci Grzegorza Kunawina, napisał wiersz, w którym tak przedstawił bohaterski czyn sowieckiego żołnierza: „Grzegorz Kunawin żołnierz radziecki, Ten który odparł atak niemiecki / Tu pod pomnikiem on właśnie leży / W mogile wspólnej wśród swych żołnierzy. Podszedł niemieckie on stanowiska / I zatkał lufę swym ciałem z bliska / Granat rzucony mu nie wypalił / Więc bohaterskim czynem się sprawił.”

Ulica Kunawina położona jest w ścisłym centrum Dąbrowy Białostockiej, nieopodal stacji benzynowej i kina. Jej patronem jest urodzony w 1903 roku Rosjanin, Grzegorz Kunawin. Zginął 26 lipca 1944 roku podczas forsowania rzeki Sidry i walk o wieś Harasimowicze, w której znajdowały się umocnione stanowiska niemieckie.

Z przekazów wynika, że - w celu umożliwienia wykonania zadania bojowego przez swoją kompanię - własnym ciałem zasłonił otwór strzelniczy niemieckiego ckm. Dzięki temu Sowieci mogli przełamać linię obrony i pokonali Niemców. Za swój wyczyn Kunawin pośmiertnie został odznaczony tytułem Bohatera Związku Sowieckiego oraz otrzymał Order Lenina.

Sowiecki patron ulicy w Dąbrowie Białostockiej od lat budził kontrowersje. Przez znaczną część lokalnego społeczeństwa jest bowiem postrzegany nie jako sowiecki okupant, ale niemal jak bohater - ze względu na swoją śmierć w walce o Harasimowicze. Wśród miejscowych do dziś panuje przekonanie, że gdyby nie bohaterski czyn Kunawina, wieś zostałaby całkowicie zmieciona z powierzchni ziemi.

- Nasza wieś aż siedem razy przechodziła z rąk do rąk, to do Niemców, to do Rosjan. Wiele chat było spalonych. Gdyby te walki trwały dłużej, nic by nie zostało. A tak, dzięki Kunawinowi, Harasimowicze ocalały! - nie ma wątpliwości mieszkanie tej wsi Czesław Łazuk.

W Harasimowiczach mieszka od urodzenia. Przez wiele lat był sołtysem. Dla niego i jego żony Jadwigi Kunawin - mimo przynależności do sowieckiej armii - jest w jakimś sensie bohaterem. Choć wcale niejednoznacznym.

- Wiadomo, że to ruski żołnierz był. Ale wtedy walczył z niemieckim okupantem, bronił nas przed hitlerowcami - mówią zgodnie.

Zupełnie odmienne zdanie na temat Kunawina ma inny mieszkaniec tej wsi i jednocześnie gminny radny Bogdan Gładczuk. Jego zdaniem, sowiecki żołnierz, który walcząc w Niemcami torował drogę kolejnemu okupantowi, powinien na zawsze zniknąć z przestrzeni publicznej.

- Na miłość boską, jak może być ulica Kunawina, bohatera Związku Radzieckiego, kiedy w tym samym czasie prowadzimy zbiórkę, żeby upamiętnić ofiary Obławy Augustowskiej, które zostały zamordowane przez ten sam układ totalitarny, któremu on służył? Przecież my nie chcemy wyrzucać jego grobu, nie chcemy go ekshumować i wywozić do Rosji. Zginął tu i należy mu się - jako człowiekowi - szacunek, ale nie jako bohaterowi Związku Radzieckiego. A jeżeli jest bohaterem Związku Radzieckiego, to niech nawet Kreml nazwą jego imieniem. My mamy swoich bohaterów i dopóki Polska jest Polską, to ci bohaterowie będą naszymi bohaterami. Niedawno przywróciliśmy pamięć o związanym z naszą wsią generale Edwardzie Godlewskim. Z Harasimowiczami związana była również Danuta Siedzikówna „Inka”, która przyjeżdżała tu do babci i spędzała wakacje. To są nasi bohaterowie, którzy zasługują na swoje ulice - mówi twardo.

Szkoła została pomnikiem bohatera

Pamięć o Kunawinie przetrwała we wsi głównie dzięki szkole podstawowej. Została ona bowiem wybudowana tuż po wojnie, przez ówczesne polskie władze właśnie jako upamiętnienie bohaterskiego żołnierza.

- Z opowieści wiem, że zaraz po wojnie do Harasimowicz przyjechali jacyś ważni ludzie, chyba też ze Związku Radzieckiego. Zrobili zebranie i powiedzieli, że jakoś trzeba uczcić i upamiętnić Kunawina. I zapytali: co by wioska chciała? I ktoś wpadł na pomysł, żeby wybudować szkołę, która służyłaby dzieciom i całej społeczności - opowiada Czesław Łazuk.

Bardzo szybko w samym środku wsi wybudowano okazały gmach, przypominający dworek. Otwarciu szkoły, które odbyło się na początku lat 50., towarzyszyły wielkie uroczystości. Patronem szkoły został oczywiście Grzegorz Kunawin.

- Było mnóstwo delegacji, dużo ludzi. To było wielkie święto w życiu wsi - wspominają państwo Łazukowie.

Niemal w tym samym czasie, w odległości około 2 kilometrów od szkoły, postawiono pomnik ku czci Kunawina. W kształcie spiczastego cokołu z czerwoną gwiazdą oraz sierpem i młotem.

Miejsce pomnika nie było przypadkowe. Właśnie tam, według przekazów, miał zginąć Kunawin i razem z innymi żołnierzami został tam pochowany. Niektórzy miejscowi mówią, że w jednej mogile spoczywa z nim kilku sowietów, inni - że nawet około stu.

Pewne jest, że szkoła w Harasimowiczach to pośmiertna zasługa Kunawina. - Wiem, że sąsiednia wieś Jaczno bardzo chciała, żeby to u nich wybudowano szkołę. Chcieli niejako zawłaszczyć Kunawina. Ale on zginął pod Harasimowiczami i w tym miejscu został upamiętniony - opowiada Henryk Stankiewicz.

Dzięki szkole Harasimowicze stały się ważnym ośrodkiem w lokalnym środowisku. Placówka ta przez długie lata cieszyła się wsparciem Rosjanina „Dieduszki”, jak mówili o nim miejscowi.

- To był przyjaciel Kunawina z pola walki. Razem tutaj walczyli, on przeżył. Przez lata kultywował pamięć zabitego przyjaciela, przyjeżdżał tu z Moskwy na każdy początek roku szkolnego. Razem z całą szkołą chodził pod pomnik, gdzie składane były kwiaty i palone znicze - wspomina Czesław Łazuk.

Te chwile bardzo dobrze i ciepło wspomina Iwona Iwańczuk, która przez ponad 20 lat była dyrektorką szkoły w Harasimowiczach: - To był bardzo sympatyczny pan. Przyjeżdżał do nas każdego roku. Zawsze mieszkał w jakimś domu na wsi. Miejscowi ludzie przyjmowali go z podlaską serdecznością, a on z kolei przywoził dla swoich gospodarzy prezenty. Dzieciom zawsze rozdawał cukierki. Po apelu w szkole razem chodziliśmy na grób Kunawina. Tam czciliśmy go minutą ciszy, zapalaliśmy znicze, składaliśmy wieńce, robiliśmy pamiątkowe zdjęcie. W międzyczasie słuchaliśmy opowieści o walkach, które tu się toczyły.

Iwona Iwańczuk dodaje, że ich gość z Moskwy zawsze po takiej wizycie przysyłał do szkoły list z wywołanym zdjęciem i podziękowaniami za gościnę. - Zawsze serdecznie zapraszał całą Radę Pedagogiczną i goszczących go gospodarzy do Moskwy, do swojego domu. Nie wiem, czy ktoś dał się namówić na ten wyjazd, ale chyba nikt nigdy nie pojechał.

Przyjaciel Kunawina odwiedzał szkołę w Harasimowiczach przez kilkadziesiąt lat. Ostatni raz, już jako staruszek, był tu na początku XXI wieku.

- W pewnym momencie urwały się jego przyjazdy. Próbowaliśmy się z nim kontaktować korespondencyjnie, ale była cisza. Uznaliśmy więc, że najpewniej podupadł zdrowotnie, bo był już w okolicach osiemdziesiątki. Generalnie do późnej starości był uśmiechniętym, rześkim, ruchliwym starszym panem - mówi Iwańczuk.

Dziś pod szkole został już tylko budynek, który po likwidacji placówki przeszedł w prywatne ręce. Zmienił się też pomnik Kunawina. Nic nie zostało z jego dawnej świetności.

- Chciałabym coś z nim zrobić, żeby nie straszył - przyznaje Magdalena Łazuk, sołtyska wsi Harasimowicze. - Tam jednak ktoś spoczywa, to jest przecież mogiła, o którą powinno się zadbać. A to zarośnięte, zaniedbane... Czasami sama pójdę i skoszę albo radny Gładczuk na moją prośbę zainterweniuje, to dzieci z klasy mundurowej posprzątają, żeby to jakoś wyglądało.

Prawda czy mit propagandowy?

Sam pomnik też zmienił się na przestrzeni ostatnich lat. Mieszkańcy mówią, że jeszcze w latach osiemdziesiątych miał formę zaostrzonego cokołu. Jednak ktoś - najprawdopodobniej na polecenie ówczesnych władz - rozwalił cokół, a na jego miejscu został ustawiony okazały pomnik z kamieni. Sierp i młot, który był na nim zamontowany, tajemniczo zniknął pod osłoną nocy. Została tylko tabliczka z napisem: „W hołdzie Grzegorzowi Kunawinowi, bohaterowi ZSRR”. Po latach ktoś zawiesił obok metalowy krzyżyk, który wisi do dzisiaj.

Wśród mieszkańców Harasimowicz trudno szukać osób, które nie znają historii Kunawina. Wszyscy uczyli się w szkole, której patronował, więc jego życiorys musieli znać niemal na pamięć. Jedna z sal w szkole była nawet poświęcona patronowi. Oprócz żołnierskiego munduru i hełmu oraz gablot, w których znajdowały się zdjęcia i jakieś przedmioty, można tam było zobaczyć również popiersie radzieckiego bohatera.

Historia bohaterskiej śmierci Grzegorza Kunawina wciąż żyje w miejscowych. Mimo tego, że - jak twierdzi Bogdan Gładczuk - okazuje się być najprawdopodobniej naciąganym mitem.

- Do szkoły w Harasimowiczach uczęszczałem za czasów głębokiej komuny. Wtedy nas uczono, że Kunawin to był młody 18-letni chłopak, który na naszej ziemi oddał życie. A okazuje się, że wcale nie był taki młody, bo miał 41 lat, żonę i dziecko. Nie wiadomo też do końca, czy był starszym szeregowym czy kapralem. Wiadomo za to, że był pomocnikiem dowódcy plutonu. Niektóre źródła mówią nawet, że był opiekunem politycznym - mówi Gładczuk. I dodaje: - Tak się akurat składa, że razem z Kunawinem tytuł bohatera Związku Radzieckiego w 1945 roku otrzymało jeszcze kilkanaście innych osób. I tak się składa, że wszyscy bohatersko rzucili się na ckm. Widać, jakie to było akurat modne, obrazowe i piękne oddanie życia.

Zdaniem części mieszkańców wsi, wyczyn Kunawina ocalił domy ich przodków przed zniszczeniem. Mówi się nawet, że w Kronice Ośrodka Salezjańskiego w Różanymstoku można znaleźć oświadczenie w tej sprawie, podpisane przez mieszkańców Harasimowicz w lipcu 1944 roku.- Też o tym słyszałem - potwierdza Henryk Stankiewicz. - Sam do tego oświadczenia nie dotarłem, ale wiem, że jeden z poprzednich burmistrzów Dąbrowy Białostockiej miał osobiście to widzieć na oczy. Ma się ono znajdować w różnostockim sanktuarium.

Z kolei Bogdan Gładczuk poddaje w wątpliwość przekonanie o rzekomym ocaleniu wsi przez sowieckiego żołnierza.

- Jak śmierć Kunawina mogła ocalić wieś przed zniszczeniem, skoro ona została niemal całkowicie zniszczona? Z ponad osiemdziesięciu domów ocalały zaledwie cztery. Cała reszta została spalona, bo w domostwa - w większości kryte strzechą - wojska strzelały pociskami zapalającymi. Więc o jakim ocaleniu mówimy? - pyta retorycznie Gładczuk. Nie ma on żadnych wątpliwości, że cała historia Kunawina to legenda stworzona przez radziecką propagandę.

- W poszukiwaniu prawdy o Kunawinie trafiłem na historię innego żołnierza, który też został bohaterem Związku Radzieckiego, tyle, że przeżył. Historia była taka, że sowiecki oddział atakował pozycje niemieckie. Otóż ten żołnierz biegnąc między wybuchami upadł i noga ugrzęzła mu w korzeniach drzew tak, że nie dał rady się wyswobodzić. Przy silnym ogniu niemieckim oddziały sowieckie się wycofały, a on tam wciąż wisiał z tą nogą. Z czasem powoli jakoś się uwolnił i przestraszony tam siedział, nie wiedząc co robić. Przesiedział tak kilkanaście godzin, dopóki nie przyszedł następny atak sowiecki, w którym niemieckie pozycje zostały zdobyte. I wtedy ów żołnierz znów zaczął strzelać. Politycznie tak to przedstawiono, że jeden dzielny żołnierz ogniem karabinu utrzymywał w szachu żołnierzy niemieckich aż do przegrupowania własnych oddziałów i kolejnego uderzenia. W ten sposób został bohaterem Związku Radzieckiego.

Powolna dekomunizacja

Sprawa sowieckiego patrona ulicy w Dąbrowie powróciła wraz z brutalną napaścią Rosji na suwerenną Ukrainę. Miejscowe władze postanowiły niezwłocznie zareagować i ostatecznie zdekomunizować ulicę.

Na ubiegłotygodniowej sesji rady miejskiej miała zostać podjęta uchwała w sprawie zmiany nazwy ulicy. Do dyskusji jednak nie doszło, bo już na początku obrad radni zdecydowaną większością głosów zdecydowali zdjąć ten punkt z porządku obrad. Adam Wojteczko, przewodniczący rady, tłumaczy: - Jako radni uznaliśmy, że zanim zdecydujemy o zmianie nazwy ulicy, należałoby skonsultować się z najbardziej zainteresowanymi, czyli mieszkańcami tej ulicy. Nie ma potrzeby robienia tego w jakimś nadzwyczajnym pośpiechu.

To nie było jednak pierwsze podejście radnych do wymazania Kunawina z tabliczki z nazwą ulicy miasta. Pierwsze przymiarki były już w 2017 roku. To wtedy - na fali rok wcześniej przyjętej ustawy o zakazie propagowania komunizmu lub innego ustroju totalitarnego przez nazwy budowli, obiektów i urządzeń użyteczności publicznej - władze gminy rozpoczęły procedurę. Rada Miejska zajmowała się tym tematem na komisjach, ale nie było jednomyślności. Ostatecznie radni więc nie podjęli żadnej uchwały, a gmina przeprowadziła jedynie konsultacje społeczne z mieszkańcami, żeby wypowiedzieli się na ten temat. Ostatecznie zdecydowali ulicę Kunawina zamienić na Grodzieńską.

Takie stanowisko zostało przesłane wojewodzie podlaskiemu, który miał prawo - wobec niepodjęcia uchwały przez radnych miejskich - wydać w sprawie zmiany patrona ulicy tzw. zarządzenie zastępcze. Do dziś jednak nie zostało ono wydane i sprawa stanęła w miejscu.

- Z biura wojewody mieliśmy jedynie informację, że czekają na opinię Instytutu Pamięci Narodowej. Jednym pismem, jakie my otrzymaliśmy z IPN-u, była informacja o samym Kunawinie, kim był, bez żadnej opinii - tłumaczy Leszek Kiejko, sekretarz gminy Dąbrowa Białostocka.

Kamila Ausztol z biura wojewody podlaskiego wyjaśnia, że w 2017 roku wojewoda otrzymał od prezesa Instytutu Pamięci Narodowej wstępny wykaz nazw ulic podlegających zmianie w trybie tzw. ustawy dekomunizacyjnej. W wykazie zamieszczona była również ul. Kunawina w Dąbrowie.

- Zgodnie z przyjętą praktyką, wojewoda podlaski zwrócił się do władz gminy z prośbą o ewentualne wskazanie propozycji nowej nazwy, która może być uwzględniona przy wydawaniu zarządzenia zastępczego nadającego nową nazwę ulicy. Burmistrz poinformował, że po konsultacjach z mieszkańcami proponuje ewentualne zastąpienie dotychczasowej nazwy nazwą Grodzieńska. Wojewoda podlaski, zgodnie z obowiązującymi wówczas przepisami, zwrócił się z prośbą o wydanie opinii dotyczącej zmiany nazwy ulicy do Instytutu Pamięci Narodowej (centrali). Z uwagi na to, że do tej pory nie otrzymał takiej opinii, postępowanie nie mogło zostać zakończone - wyjaśnia urzędniczka.

Dąbrowscy radni zastrzegają, że zmiana nazwy ulicy nie ma na celu bezczeszczenia pamięci Kunawina.

- Nie będziemy go przecież ekshumować, wyciągać zwłok, niszczyć grobu - wyjaśnia przewodniczący rady Adam Wojteczko. I dodaje: - Słyszę czasem głosy, że Kunawin jest dobry, bo mordował nazistów. Owszem, ale trzeba pamiętać o tym, że robiąc to torował drogę, by Rosja mogła nas zniewolić na kolejnych kilkadziesiąt lat.

- Ja jak najbardziej jestem za tym, żeby ta ulica zniknęła na zawsze. Tym bardziej, że w tej chwili, patrząc na to, co robi Rosja, widać, że historia znów się powtarza. Osobiście nic nie mam do Kunawina, ale chodzi o system totalitarny, którego był przedstawicielem - podkreśla Bogdan Gładczuk.

Zupełnie inaczej na Kunawina patrzy Iwona Iwańczuk, była dyrektorka miejscowej szkoły. Jej zdaniem, ulica, której patronuje sowiecki żołnierz, powinna zostać.

- Czy my przez tego bohatera czcimy jakąś ideologię? To już chyba każdy sam sobie musi odpowiedzieć. Ja nie czczę przez tego młodego chłopaka, który tu zginął, żadnej ideologii. To jest człowiek, który tu zostawił swoje życie. To bohater, który walczył w wojsku i umarł za naszą ziemię, zostawiając swoją ojczyznę. Nie była to osoba decyzyjna, nie był to przywódca, nie podejmował decyzji militarnych. To był zwykły, młody żołnierz, który dostał rozkaz i stanął tam, gdzie wówczas jego ojczyzna go wzywała.

A co na temat zmiany nazwy ulicy sądzą mieszkający przy niej dąbrowiacy? Sam Kunawin im nie przeszkadza, a największy problem, jaki widzą, to związane z ewentualną zmianą nazwy ulicy formalności administracyjne.

- Przyznam, że nigdy o tym nie myślałam. I choć przywykłam do Kunawina, to w obliczu tego, co Rosjanie wyrabiają na Ukrainie, uważam, że trzeba tę nazwę usunąć. Teraz jest dobry moment - mówi mieszkanka ulicy Kunawina.

od 7 lat
Wideo

echodnia.eu W czerwcu wybory do Parlamentu Europejskiego

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na sokolka.naszemiasto.pl Nasze Miasto