Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Marek Pacewicz z Sokółki. Swoje wiersze zapisuje w... pamięci telefonu

mt
Marek Pacewicz mieszka i pracuje w Sokółce. W wolnych chwilach pisze wiersze
Marek Pacewicz mieszka i pracuje w Sokółce. W wolnych chwilach pisze wiersze m.tochwin
Z Markiem Pacewiczem rozmawiamy o pisaniu do szuflady, ulubionych poetach z dzieciństwa i trudach męki twórczej

Pamięta Pan swój pierwszy wiersz?
Marek Pacewicz, poeta z Sokółki: Pierwszy wiersz napisałem, gdy jeszcze chodziłem do szkoły. Miałem wtedy może 7-8 lat. Oczywiście pomagali mi przy nim rodzice. Pamiętam go jak dziś „Wiedzie droga asfaltowa, od Sokółki do Janowa...”. Ale tak naprawdę zacząłem pisać dopiero będąc na studiach w Olsztynie. Tam pojawiło się dużo osób w moim życiu, wiele różnych sytuacji, wiele przeżyć.

Tam rozwinął Pan swoje skrzydła jako poeta?
Na początek wierszem opisałem całą swoją grupę studencką. Miałem 23 kolegów i koleżanki i każdego po kolei, alfabetycznie opisałem. Tak powstał pierwszy wiersz. Gdy dziś je czytam, to wiem, że były mocno niedopracowane. Dziś robię to lepiej.

Wiem, że ma Pan za sobą debiut jako poeta przed sporym audytorium.
Na studiach mieszkałem w akademiku, w pokoju z rok młodszym kolegą. Ja byłem na trzecim roku, on na drugim. Była taka tradycja, że ślubowanie dla pierwszego rocznika przygotowywał drugi rok. Kiedyś zgadaliśmy się o tym moim pisaniu i śmiechem żartem zaproponował mi, żebym napisał Rotę ślubowania - przysięgę dla pierwszego roku. Napisałem ją w jedną noc. „My studenci pierwszego roku przysięgamy dotrzymywać wam kroku...” - tak to leciało. Reszty nie pamiętam.

Sądziłam, że poeci znają swoje wiersze na pamięć.
Ja nie uczę się swoich wierszy. Jedyny jaki pamiętam to „Niepewność”. To było jeszcze, gdy mieszkałem na wsi. Trzeba było przewrócić siano. A że sporo tego było, to zajęło mi to w sumie około pięciu godzin. I jakoś tak w tamtym momencie pomyślałem o Janie Kochanowskim, jak siedział pod lipą i pisał. Ja nie miałem wtedy lipy, więc usiadłem pod starą jabłonką i pisałem w głowie... I tak robiąc te przewroty siana, tworzyłem kolejne wersy, ciągle powtarzając poprzednie. I tak go zapamiętałem.

Na potrzeby „szuflady” wydrukował Pan swoje wiersze dzieląc je na trzy tomiki. Każdy z nich to inny okres w Pana twórczości?
Pierwszy tomik „Ocalone od zapomnienia” to wiersze, które powstały w czasie studiów i w krótkim okresie po ich zakończeniu. Drugi tomik „Z głębin serca” powstał pod wpływem pewnej koleżanki, która przyjechała na wieś do swojej siostry. To była taka wakacyjna znajomość. Ostatni tomik „Nowa droga” zawiera wiersze, które napisałem po śmierci swojej mamy. One są najbardziej dojrzałe.

A czym charakteryzuje się ta dojrzałość?
Każdy wiersz ma pięć zwrotek, każda zwrotka ma cztery wersy, a każdy wers ma osiem sylab. To wynika z rytmu czytania wiersza. Powiedzmy, że piszę rymem częstochowskim.

Chciałby Pan wydać swoje wiersze?
I tak, i nie. Z jednej strony, wszyscy, którzy je czytają, namawiają mnie do tego, zachęcają do podzielenia się tym. Ale z drugiej strony, nigdy nie lubiłem być sławny.

Przeglądając Pana wiersze trudno określić jedną ich tematykę. O czym Pan pisze?
W zasadzie o wszystkim. Ostatnio np. idąc ulicą byłem świadkiem sytuacji, że przechodzień szedł chodnikiem, a cyklista wyjeżdżał z parkingu. No i spotkali się, najpierw wymienili uprzejmości, komu przysługuje pierwszeństwo. Ostatecznie żaden nie chciał ustąpić, skończyło się na przekleństwach. W ciągu zaledwie godziny od tego zdarzenia miałem już napisany wiersz o takiej sytuacji.

Ma Pan wiersz, który jest dla Pana szczególny?
Tak, to wiersz „Kiedy nadejdą te chwile...”, poświęcony mamie, napisany po jej śmierci. Mama zmarła w 2015 roku, ale dokończenie tego wiersza zajęło mi kilka lat. Ukończyłem go dopiero rok temu. Gdy zmarł ojciec mojego dobrego kolegi. Jak zawsze mnie widział, to zawsze się witaliśmy, porozmawialiśmy. Ten wiersz odkywa moje uczucie straty, przygnębienia.

Pracuje Pan zawodowo, kiedy znajduje Pan czas na pisanie?
Nawet w pracy zdarza mi się, że już w głowie tworzy mi się wiersz, projekt. W komputerze mam ze dwadzieścia takich rozpoczętych wierszy i nie wiem, kiedy je skończę. Kiedyś pojechałem np. nad rzekę i obserwując jak płynie woda napisałem: „Woda płynie nieprzerwanie w rzecznym krętym korycie, nam też płynie nieprzerwanie czas przez całe nasze życie”. Trzymałem tę zwrotkę przez kilka dobrych miesięcy, aż w końcu powstał z niego cały wiersz.

Czyli można stwierdzić, że wena dopada Pana dosłownie wszędzie. Nosi Pan ze sobą karteczki?
Nie, zapisuję wszystko w telefonie. Mam tam notatki, w każdej chwili mogę po nie sięgnąć i pisać. Kiedyś, jak coś wymyśliłem, to musiałem to powtarzać w głowie aż do chwili, kiedy nie usiadłem do komputera. A teraz wyciągam telefon i już piszę.

Wzoruje się Pan na kimś?
Kiedyś w szkole średniej fascynowała mnie twórczość Mickiewicza i Fredry. Chociaż muszę przyznać, że nie lubiłem specjalnie tzw. przerabiania wierszy. Co więcej, nawet niespecjalnie lubiłem czytać książki ( śmiech). Kiedyś zmusiłem się do przeczytania 30-40-stronicowych fragmentów „Krzyżaków” Sienkiewicza i akurat miałem farta, bo nauczycielka odpytała mnie właśnie z tego, co przeczytałem.

Dziękuję za rozmowę.

„Niepewność” z tomiku II „Z głębin serca”

Siedzę pod starą jabłonią,
smutny wierszyk w cieniu piszę.
Łezki z oczu ścieram dłonią,
bo Jej głosu już nie słyszę.
Jej wyglądu nie pamiętam,
to się rzadko dla mnie zdarza.
„Wiedz, że Ona była piękna…”
- wciąż mi serce, tak powtarza.
„Wygląd to nie wszystko - zrozum”
- ciągle dusza, tak mi mówi.
„Pomyśl czy ma mądry rozum,
ładny wygląd może zgubić…”
Rozum też wszedł do rozmowy:
„Gdzie Twój zdrowy jest rozsądek.
Tak od razu nie trać głowy,
znajomości to początek…”
I tak siedzę pod tym drzewem,
ta nie pewność tak mnie boli.
Jak zachować się już nie wiem.
Co powiedzieć mam Marioli.

„Kiedy nadejdą te chwile…” z tomiku III „Nowa droga”

Jacy jesteśmy bezsilni,
z czasem to do nas dociera.
Stajemy się całkiem inni,
kiedy ktoś bliski umiera.
Już modły na nic się zdają
a płacz jest mym utrapieniem.
Dni wciąż ten sam odcień mają
a w sercu jest tylko zmartwienie.
Choć dni już minęło tyle,
ból wielki, wciąż pozostaje.
Serce wciąż z bólu wyje
a pustka dalej zostaje.
W te czasy w myślach wracamy,
gdzie smutku nie było jeszcze.
Na chwilę złudzenie mamy,
że przy nas zajmuje miejsce.
Choć mówią: „Czas leczy rany…”,
lecz kogo chcemy oszukać.
Na pustkę po kimś kochanym,
próżno lekarstwa jest szukać.

„Potwór” z tomiku I „Ocalone od zapomnienia”

Dziś potwora zobaczyłem
rano, gdy w łazience byłem.
Jeszcze jednym okiem spałem
lecz tym drugim go widziałem.
Gdybym wiedział, że mnie spotka
spałbym jeszcze i to słodko.
A sen taki piękny miałem
lecz zbudziłem się i wstałem.
Oko w oko z nim stanąłem,
(w myślach modły rozpocząłem),
I czekałem co się stanie.
Czy ja wrócę na posłanie?
Potwór prawie z piekła rodem
i zapomnieć go nie mogę.
Oko jedno niebieskawe
a drugiego nie miał wcale.
Paszcza jakby smoka była.
I tu trochę mnie zdziwiło,
bo koszulka… - Nie, nie wierzę…
A ja w lustrze widzę siebie!!!

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Wielki Piątek u Ewangelików. Opowiada bp Marcin Hintz

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na sokolka.naszemiasto.pl Nasze Miasto