Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Nowa "Tatarska Jurta" już stoi! Udało się ją postawić w rok po tragicznym pożarze (zdjęcia)

mt
W nocy z 30 kwietnia na 1 maja 2018 roku spłonęła Tatarska Jurta rodziny Bogdanowiczów. Dziś po zgliszczach nie ma ani śladu, a właściciele słynnej tatarskiej restauracji z dumą patrzą na nową Jurtę. Choć nie ukrywają łez.

Ze mną jest gorzej niż było - mówi ze łzami Dżenneta Bogdanowicz, gdy pytamy ją, jak czuje się rok od tragedii, która spotkała ją i jej rodzinę.

Przyznaje, że nie wie skąd dopiero teraz ten ból. Czy dlatego, że po pożarze działała adrenalina, czy dlatego, że dużo wtedy pracowała.

- Niby powinnam się cieszyć. Ale taką mam naturę, że wybiegam do przodu. Myślę, jak to teraz wykończyć. Kończą się nam pieniądze, zapłacimy za dach, hydraulików, elektryków i koniec. Nie mamy pieniędzy. I co dalej? Kredyt? Ja zawsze bałam się kredytów. Ten pierwszy dom, który mieliśmy dobudowany, też był na kredyt. Nie zdążyliśmy go nawet spłacić. Ale takie jest życie - mówi łamiącym się głosem.

Pożar, który niemal doszczętnie strawił majątek Bogdanowiczów wybuchł w nocy z 30 kwietnia na 1 maja. Tuż przed weekendem majowym, z którym wiązali duże nadzieje oraz w przygotowanie którego zainwestowali wiele pieniędzy. W jednej chwili zostali z niczym. Siedemnaście lat ich pracy i oszczędności w kilka godzin przestało istnieć.

Usunięcie spalonej Jurty zajęło im kilka tygodni. Dziś po pogorzelisku nie ma już ani śladu. Jest za to nowa Tatarska Jurta. Na razie w stanie surowym.

Przed rodziną Bogdanowiczów jeszcze całe wykończenie i urządzanie Jurty, czyli niekończące się wydatki. A pieniądze rozchodzą się momentalnie. Odczuli to bardzo wyraźnie na cenach materiałów budowlanych, które drastycznie poszybowały w górę.

Właścicielka Tatarskiej Jurty nie ukrywa, że jest przytłoczona tym wszystkim. Zwłaszcza gdy pomyśli, że wszystko czego potrzebowała do pracy i życia już miała.

- Boję się tej przyszłości, może dlatego, że myślałam, że w tym sezonie będę już u siebie. Życie jednak weryfikuje to wszystko. Teraz już nie mam „ciśnienia”, bo wiem, że nie uda się niczego otworzyć na ten sezon. Najwcześniej dopiero na przyszły być może uda się uruchomić sam dół Jurty, więc odpuszczam - przyznaje.

Wie, że musi pomalutku wszystko wykańczać i wyposażać. Dla bezpieczeństwa gości musi wkopać zbiorniki na wodę o pojemności ponad 50 tysięcy metrów sześciennych. Jeśli tego nie zrobi, straż pożarna nie odbierze budynku.

- To dodatkowe koszty, o których nawet nie myśleliśmy. A w trakcie budowy wynika wiele podobnych sytuacji. Pieniądze znikają w zastraszającym tempie. Wszystko mieliśmy, a teraz musimy od nowa kupić każdy stół, każdą ławę, każdy talerz. Wyposażenie całej kuchni. Bez kredytu się nie uda - przyznaje.

Mimo że część rzeczy dostali w darowiźnie. Tak jak wyposażenie do kuchni od Stalgastu i Hendi.
- Jest cudnie, bo dzięki temu możemy pracować. Goście doceniają nas i przyjeżdżają, wracają. Obserwują, jak idzie budowa i wspierają nas mentalnie - mówi.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na sokolka.naszemiasto.pl Nasze Miasto