Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Chilmony, gm. Nowy Dwór. Małżeństwo cudem uratowało się z płomieni. Niedołężni rodzice spłonęli żywcem (zdjęcia)

mj
Państwo Dziemiach są w szoku. W pożarze 
stracili nie tylko dom, ale przede wszystkim rodziców
Państwo Dziemiach są w szoku. W pożarze stracili nie tylko dom, ale przede wszystkim rodziców
Straszna tragedia rozegrała się w piątek po południu. Pan Jan poszedł rozpalić w piecu. Gdy gwałtownie buchnęły płomienie, był na zewnątrz. Jego żona Jolita musiała wyskoczyć oknem. W środku zostali przykuci do łóżek rodzice pana Jana. Nie mieli szans. Spłonęli żywcem

Darłam się wniebogłosy, że tam w środku dziadki płoną. Boże, mój Boże! Co za straszny ból - mówi zalewając się łzami Jolita Dziemiach.

W jeszcze gorszym stanie jest jej mąż, Jan. Jest roztrzęsiony, nie da rady spokojnie mówić. W piątek stracił oboje rodziców. Staruszków spotkała straszna śmierć. Ponad 80-letni ludzie zginęli w płomieniach.

Wszystko odbyło się momentalnie. Choć nic nie wskazywało na takie nieszczęście...

- Mąż rozpalił w piecu. Najpierw go wyczyścił, później rozpalił. Nie było ciągu, tylko pełno dymu. Więc powiedziałam do niego, że coś tu jest nie tak, że nie powinno to tak wyglądać - opowiada kobieta.

Mąż wyszedł zobaczyć, czy dym idzie z komina, a ona poszła oglądać telewizję. Nie zdawała sobie sprawy, że za chwilę przeżyje szok, a mąż nie będzie już mógł wrócić do domu.

- Zamknęłam drzwi, bo pełno było tego dymu. Mąż wyszedł na dwór, zostawił drzwi otwarte. I już nie dał rady wrócić, taki był ogień - mówi nadal roztrzęsiona kobieta.

W ułamku sekundy buchnął ogień. - Dom dosłownie trzasnął. Słyszałam tylko, jak mąż krzyczał do mnie „Julitka”. Szybko pobiegłam do drzwi, ale nie dałam rady ich otworzyć. Taki był straszny ogień. Wiele się nie namyślając od strony telewizora wyskoczyłam przez okno do ogródka. Dobrze, że nie było za wysoko - opowiada mieszkanka Chilmon.

Oboje byli już bezpieczni. Ale w środku zostali dziadkowie. Nie mogli im pomóc, bo drzwi ich pokoju prowadzące na zewnątrz, były zamknięte na klucz. Pan Jan próbował robić, co się da.

- Jak wyskoczyłam oknem, to on już walił łomem w drzwi. Nie dał rady, wybił okno. Ale jak dał ogień, to wybuchło wszystko, ogień się rozniecił, nie było już żadnego ratunku. Nie było komu wskoczyć w ogień, bo kto wskoczy w ogień? Strażacy też nie weszli póki nie ugasili - opowiada roztrzęsiona kobieta.

Staruszkowie nie mieli szans na ucieczkę. Momentalnie zostali odcięci przez ogień. Poza tym, byli już mocno niedołężni. Oboje leżeli na specjalistycznych łóżkach. Bywało, że starsza pani w ogóle już nie wstawała. Dopiero strażacy wydobyli ich zwęglone ciała. Były przywalone elementami zawalonego stropu i konstrukcji dachowej.

- Wszystko paliło się jak drzazga. Czegoś takiego jak żyję nie widziałam. Nawet na filmach czegoś takiego nie widziałam. Tego nie zagasi się wiaderkiem wody - opowiada roztrzęsiona kobieta.

Ciągle nie może się otrząsnąć. - W skarpetkach zaczęłam do sąsiada w drzwi walić. A on pyta: co? A ja, że palimy się! Szybko za komórkę chwycił i zadzwonił. Później policjant pytał mnie, jak on się nazywał. A mi jakby rozum odebrało, zapomniałam jak ma na nazwisko - mówi pani Jolita.

Ich dom spłonął całkowicie. Budynek gospodarczy także. Wszystko było po kapitalnym remoncie, założona była nowa instalacja elektryczna. Ale to raczej nie problemy z prądem były przyczyną tej tragedii.

- Najprawdopodobniej zapaliła się sadza. Nie wiem, jak to możliwe, bo kominiarz był. Co roku przeprowadzał dokładne czyszczenie. I to porządny kominiarz, nie byle jaki - zapewnia kobieta.

W jednej chwili z mężem straciła dobytek całego życia. Nie wie, co będzie z nimi dalej. Póki co, z pomocą przyszedł sąsiad. Odstąpił pogorzelcom swój domek letniskowy, w którym znaleźli schronienie.

- Boimy się nawet tu palić w piecu, żeby nam nic nie wybuchło - mówi cicho kobieta.

Nie mają ubrań, dokumentów, zdjęć, lekarstw. Wszystko zamieniło się w popiół. Sami nie wiedzą, za co się zabrać. Ciągle są w szoku.

- Syn ma pusty dom za Zambrowem, mówi: idźcie, mieszkajcie. Ja mu na to: dobrze ci powiedzieć. Mąż tu zżyty, ja też uwielbiam wieś, gdzie ja pójdę do miasta? Na co mi to miasto? Tam daleko nie pojedziemy. Tu chcemy być. Starych drzew się nie przesadza - tłumaczy pani Jolita.

Trzyma ich tu coś jeszcze. To żywy inwentarz, który na szczęście nie ucierpiał w pożarze. - Obcy ludzie przyjęli zwierzęta do swoich chlewów - mówi.

Nie mają głowy do tego, żeby myśleć, co będzie dalej. Przed nimi pogrzeby. Będą musieli pochować swoich tragicznie zmarłych rodziców.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Uwaga na chińskie platformy zakupowe

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na sokolka.naszemiasto.pl Nasze Miasto