Jestem przekonana, że jest cała masa ludzi, którzy nie mają w ogóle pojęcia o tym, że granice ich działek są nie w porządku. I jakby przyszło co do czego, to byłby z tym straszny problem. Na działkach stoją ustawione przed laty płoty, budynki, a w dokumentach granica biegnie zupełnie inaczej - mówi gorzko Wiesława Pawełko z Sokółki.
Opiera się na własnym bolesnym doświadczeniu. Chociaż sama jako urzędnik przepracowała w Starostwie Powiatowym w Sokółce wiele lat, to bardzo długo nie miała pojęcia o tym, że działki przy ulicy Lelewela, które odziedziczyła wraz z siostrą, mają źle wyznaczone granice. Kobieta próbuje już od dawna „odkręcić” zaistniałe urzędowe błędy, przeszła drogę przez niemal wszystkie instancje. Niestety, póki co bezskutecznie.
- Udowadniam wszędzie, że granice na gruncie są inne, na mapie są inne, a współrzędne, którymi dysponuje Powiatowy Ośrodek Dokumentacji Geodezyjnej w Sokółce, jeszcze inne - tak najkrócej opisuje swój problem z granicami pani Wiesława.
Skąd się to wzięło? Otóż współrzędne, na podstawie których są obecnie wyznaczane granice działek jej i jej siostry, Powiatowy Ośrodek Dokumentacji Geodezyjnej ma z 1950 roku. Ale, co ważne, w 1962 roku z udziałem jej ojca zostało zrobione rozgraniczenie. Na tej podstawie zostały postawione płoty, a następnie zrobiono drogę wzdłuż całej długiej działki. Problem w tym, że choć zostało to zrobione, w dokumentach Powiatowego Ośrodka Geodezyjnego nadal widnieją współrzędne z 1950 roku.
Przez lata nikt nie zgłaszał z tego tytułu żadnych pretensji. Wszyscy zainteresowani uznawali wyznaczoną w 1962 roku granicę. Zwłaszcza, że mapa, którą dysponowali, dość wiernie oddawała stan rzeczywisty.
- Błąd na mapie, który na gruncie daje błąd rzędu 10 cm, to nie jest żaden błąd - podkreśla Pawełko.
Dlatego przez lata nie dochodziła na podstawie jakich współrzędnych została ta mapa wykreślona. Jej zdaniem, była dość poprawnie narysowana. Nie miała więc podstaw, by sądzić, że z granicami jej działek coś jest nie w porządku.
Problem rozpoczął się, gdy sąsiad dokupił kawałek działki i zaczął ustalać od nowa granice. Wyszło wtedy, że działka sąsiada wchodzi około pół metra na nieruchomość pani Wiesławy.
- Okazało się, że ze względów proceduralnych rozgraniczenie zrobione w 1962 roku, nie zostało uznane. I to pomimo tego, że się ono uprawomocniło. Mimo tego wszystkiego, ciągle obowiązują współrzędne z 1950 roku - tłumaczy zawiłości sprawy mieszkanka Sokółki.
Kobieta postanowiła sprawę raz na zawsze prawnie uporządkować. Zaczęła pisać pisma do urzędów, aby do ewidencji gruntów wprowadzić rozgraniczenie z 1962 roku.
- Na podstawie istniejącej mapy nie można wyznaczyć granic, bo muszą się one zgadzać ze współrzędnymi zawartymi w ewidencji. Geodeci muszą je pokazać tak, jak wskazują dane z Ośrodka, a te nie pokrywają się z mapą - wyjaśnia.
Wiesława Pawełko sprawę zaczęła pilotować w 2015 roku, kiedy znalazła wszystkie dokumenty. Od tamtej pory trwa jej batalia z urzędami. Ta sprawa była już w starostwie, u wojewódzkiego inspektora nadzoru geodezyjnego i kartograficznego, a nawet głównego geodety kraju. Trafiła też do sądu administracyjnego. Wszystko bezskutecznie, nikt nie chce załatwić sprawy po jej myśli.
- Wniosek ten nie został uwzględniony z tego powodu, że wnioskodawczyni nie dążyła do zaktualizowania wpisów w ewidencji gruntów w oparciu o nowe zdarzenie prawne uzasadniające wprowadzenie zmiany, ale do zweryfikowania aktualnych danych ewidencyjnych w oparciu o treść historycznych dokumentów stanowiących podstawę zdarzeń zaewidencjonowanych wcześniej - czytamy w uzasadnieniu wyroku Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego oddalającego skargę pani Wiesławy na postanowienie wojewódzkiego inspektora geodezyjnego o odmowie wszczęcia postępowania w sprawie wprowadzenia zmian w ewidencji gruntów i budynków.
Sąd powoływał się przy tym, że kobieta nie jest stroną w sprawie działki należącej do jej siostry i że były przeprowadzane nowsze pomiary w roku 1971, 1976 i 2007, do których nikt nie zgłaszał zastrzeżeń, w związku z czym rozgraniczenie z 1962 straciło swoją aktualność. Tylko, że nikt wtedy nie wiedział o tym, że w ewidencji są umieszczone nieprawidłowe współrzędne z lat 50-tych, gdyż mapa wydawała się być w zupełnym porządku.
- Ja nie jestem wróżką, skąd mogę wiedzieć co jest w dokumentach? - rozkłada bezradnie ręce kobieta.
Jej zdaniem, sąd administracyjny źle przeprowadził całą sprawę: nielogicznie i niespójnie. I dlatego zapowiada skargę kasacyjną do Naczelnego Sądu Administracyjnego.
- Zwykły człowiek w takiej skomplikowanej sprawie nie jest w stanie wszystkiego ogarnąć - mówi. - Ale we mnie sądy i urzędnicy złapali godnego przeciwnika. Nie poddam się i będę walczyć, by udowodnić, że mam rację.
Reklamy "na celebrytę" - Pismak przeciwko oszustom
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?