Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Szefowa Sokólskiego Ośrodka Kultury: nie jestem dyrektorką, która za wszelką cenę stara się utrzymać swój tak zwany stołek

Martyna Tochwin
Martyna Tochwin
W grudniu 2019 roku stanowisko dyrektora Sokólskiego Ośrodka Kultury objęła Barbara Maj, aktorka, dziennikarka i piosenkarka. Rozmawiamy z nią o tym, jak przez ostatnie cztery lata zmieniła się kultura w Sokółce, czy w naszym mieście jest zapotrzebowanie na wydarzenia organizowane przez Ośrodek, a także o tym, dlaczego jest dyrektorką "niepokorną".

- Minęły cztery lata, odkąd zarządza Pani Sokólskim Ośrodkiem Kultury. W tym czasie sporo zmieniło się w lokalnej kulturze? Jak ocenia Pani ten czas?

- Bardzo dobrze, bo wydaje mi się, że udało się zrobić to, z czym przychodziłam tutaj na samym początku. Założenie w moim planie było takie, żeby stworzyć ośrodek, który będzie rozwijał się bardzo dynamicznie. Z szeroką ofertą, dostępny dla wszystkich, otwarty. Żeby mieszkańcy takiego miasta jak Sokółka, nie czuli się wykluczeni w żaden sposób. By nie było tak, że różnorodna kultura przyjeżdża tylko do wielkich miast. Oczywiście nie wszystkich da się tutaj ściągnąć, bo to jest też kwestia finansów, a także grafiku gwiazd, ale myślę, że udało nam się tutaj zaprosić wielu naprawdę ciekawych artystów, którzy zresztą z ogromną satysfakcją wyjeżdżali z Sokółki - zaskoczeni gościnnością i bardzo dobrym odbiorem ze strony mieszkańców. Z drugiej strony zależało mi na tym, żeby ośrodek kultury, który przed moim przyjściem, był nazywany przez niektórych radnych ’umieralnią’, przestał być tak negatywnie postrzegany. Bo ludzie, którzy działają w kulturze są zawsze bardzo zaangażowani i niezależnie, jakiego mają dyrektora, pracują naprawdę pełną parą i bardzo się starają. Miałam takie założenie, żeby praktycznie z tym samym zespołem ludzi pokazać, że ten ośrodek absolutnie umieralnią nie jest, tylko ośrodkiem, który pięknie pracuje. Oczywiście osoba dyrektora może pociągnąć zespół w dół lub zostawić ludzi samym sobie, albo być liderem, który pracownikom dodaje skrzydeł i wierzy w ich potencjał. Założyłam więc, że będę taką dyrektorką, jaką sama chciałabym mieć.

- Czyli jaką?

- Otwartą na innych, na ich pomysły, taką, która chce wnieść nową jakość do tej pracy. Bo praca w kulturze jest bardzo specyficzna. Tutaj pracuje się właściwie piątek, świątek czy niedziela. My nie mamy wolnych wszystkich weekendów. Dlatego trzeba mieć na takiego pracownika wyczucie, żeby on chciał się angażować, żeby przychodził do pracy również w takie dni, kiedy wszyscy świętują i robił to z ochotą, a nie z jakimś poczuciem krzywdy. W zamian trzeba mu dać coś innego. I w moim odczuciu to jest zaufanie, że jeżeli ktoś ma potrzebę np. odpracowania czy wzięcia dnia wolnego, to nigdy z tego nie robię problemu i wydaje mi się, że moi pracownicy czują się dzięki temu komfortowo. Poza tym ważna jest systematyczna praca w zespole, rozmowy o tym co trudne i się nie sprawdza, ale również arcyważne są pochwały i docenienie.

- W ostatnim czasie pojawiły się jednak zarzuty np. o to, że jest mniej imprez masowych, takich pod dużą publikę, a więcej drobnych wydarzeń. To celowe zamierzenie?

- Imprezy tzw. masowe, które były w kalendarzu od lat nadal są organizowane: Dni Sokółki, dożynki gminne, koncerty plenerowe. Doszły nawet: Wakacyjne Show, Festiwal Tyzenhauza, Hurma. Być może takie postrzeganie wynika z tego, że wiele planów pokrzyżowała nam pandemia, ponieważ wtedy imprez masowych organizować nie było wolno. Jedyną taką dużą imprezą, z której rzeczywiście zrezygnowaliśmy jest miejski Sylwester, na którego przychodziło bardzo mało ludzi. Bo tendencja od lat jest taka, że ludzie wolą zostać w domach. Jedynym wyjściem, żeby odwrócić taką tendencję, byłoby ściągnięcie gwiazdy wielkiego formatu, która przyciągnęłaby publikę, ale to z kolei wiąże się z dużym wydatkiem. Dlatego w zamian stworzyliśmy nową tradycję. Mamy prężnie działające zespoły, a między nimi AZALiSZ. Tworzą je energiczne kobiety, które co roku przygotowują sylwestrowy koncert, cieszący się od początku bardzo dużym powodzeniem. Sala kinowa zawsze jest wypełniona po brzegi, są nawet tak zwane dostawki. Przy okazji Sylwestra zrezygnowaliśmy także z fajerwerków. Mamy już taką tradycję, że w tym czasie prosimy o to, żeby zamiast je kupować, kupić karmę albo bezpośrednio wpłacić pieniądze na rzecz schroniska dla zwierząt.

- W przeszłości pracowała Pani m.in. w Radiu Białystok. Pamiętam słowa o tym, że jako radiowiec chciałaby Pani w Sokółce stworzyć studio nagraniowe z prawdziwego zdarzenia. Udało się.

- Tak, od zawsze o tym mówiłam. To była pierwsza myśl z jaką tu przyszłam. Udało się stworzyć Studio Qultura. Jestem z tego powodu bardzo szczęśliwa. Skorzystało z niego już bardzo wiele osób, szczególnie młodych, także dzieci. Bo mamy naprawdę mnóstwo zdolnej młodzieży, która często nie mogła skorzystać z profesjonalnego studia i siebie nagrać. Teraz, gdy Studio Qultura już działa, to widzę, jakie przynosi owoce, widzę te uśmiechy na buziach dzieci, młodzieży i dorosłych, którzy mogą do profesjonalnego mikrofonu nagrać piosenkę lub samą tylko muzykę. Marzę jeszcze o studiu reportażowym, bo chciałabym zrobić tutaj szkółkę dziennikarską dla dzieci i młodzieży. Żeby mogły robić reportaże i szkolić się pod okiem profesjonalistów. Takie kompetencje w życiu zawsze mogą im się przydać, nawet jeśli swojego życia zawodowego nigdy nie zwiążą z dziennikarstwem.

- Przejdźmy na temat bardziej samorządowy, bo kultura jest przecież finansowana z budżetu i nierzadko jest traktowana przez radnych po macoszemu, jako coś, na czym można oszczędzić. Jak jest w Sokółce?

- Jak objęłam stanowisko dyrektora SOK, to jedną z pierwszych rzeczy, o których powiedziałam radnym na sesji było to, że budżet kultury trzeba zwiększać, bo jest stosunkowo za mały na to, żeby robić kulturę z odczuwalną satysfakcją dla jej wytwórców i odbiorców. Czyli, żeby z jednej strony pracownicy mieli satysfakcję ze swojej pracy mając godziwe wynagrodzenia, a z drugiej, żeby ludzie też mieli ciekawą ofertę, która jest za darmo lub dostepna za niską opłatą. Po tym swoim wystąpieniu przypięto mi łatkę bezczelnej. No, trudno. Kultura nie może być wycieruchem, nie może być tak, że wszystko zrobimy sami, przebierzemy się za cyrkowców i zrobimy cyrk. Na szczęście mamy panią burmistrz, która wie czym jest kultura, wie jak to wszystko działa i nie boi się w nią inwestować. Dla niej kultura rzeczywiście jest ważna. Sama uczestniczy niemal we wszystkich wydarzeniach przez nas organizowanych, patronuje im, ale co najważniejsze jest obecna i wszystko widzi z bliska, a nie ze swojego gabinetu lub z relacji na Facebooku.

- A czy na kulturę serwowaną przez SOK jest w ogóle zapotrzebowanie?

- Mamy bardzo dużo odbiorców, to wszystko widać w sprawozdaniach. Oczywiście, zawsze mogłoby być ich więcej, ale umówmy się, że z oferty kultury korzystają ci, którzy chcą z niej skorzystać. Mamy jednak taką wewnętrzną potrzebę, żeby dotrzeć do jak największej liczby odbiorców. Z tego właśnie wziął się mój pomysł na Przystanek Kultura. Przejeżdżając obok niego w drodze do pracy, widziałam w jak opłakanym jest stanie. I tak zrodziła się idea by, nawet stojącym na przystanku dać możliwość styczności z kulturą. Można sobie poczytać książkę czekając na autobus lub zabrać ją ze sobą w ramach tzw. bookcrossingu, można zobaczyć plakat z naszymi propozycjami. Wiem też, jak ważna jest promocja naszych wydarzeń. Od początku zdawałam sobie sprawę, że nasze media społecznościowe muszą „hulać”. Cały czas je rozwijamy i myślę, że nam się udało, bo dochodzą do nas głosy z miasta, że nareszcie w Sokółce zaczęło coś się dziać. Pracowałam w mediach, więc wiem jak ważna jest promocja tego, co się robi. Też po to, by dotrzeć do jak największej liczby odbiorców.

- Czy z powodu swoich niejednokrotnie ciętych ripost na sesjach i nierzadko twardej wymiany zdań z radnymi na sesjach miała Pani jakieś przykrości?

- Oczywiście, liczę się ze zdaniem radnych, ale z takim, które jest zdaniem sensownym. Natomiast do tej pory nie usłyszałam zbyt wiele czegoś konstruktywnego. Mówię o grupie radnych, którzy szukają przysłowiowej dziury w całym, a co więcej nie bywają w ogóle na żadnych organizowanych przez nas wydarzeniach, więc nie mają pojęcia jak funkcjonuje w rzeczywistości Sokólski Ośrodek Kultury. Zawsze słyszę jedynie przytyki do mojej osoby. Trudno, prywatnie mogą mnie nie lubić. Tego, że jestem z Białegostoku, co niejednokrotnie mi wypominali. Jest to moim zdaniem postawa godna potępienia w dzisiejszych czasach. Byłoby czymś szalenie niestosownym mówić, np. wszystkim tym, którzy z Sokółki dojeżdżają do pracy w Białymstoku, żeby wracali do siebie. Takie wypominanie, a nie patrzenie na kompetencje i to, co ktoś rzeczywiście potrafi i wnosi do społeczności, jest słabe. Mamy XXI wiek i jesteśmy mobilni, zatem niech każdy pracuje i mieszka gdzie chce. Nie jestem jednak dyrektorką, która za wszelką cenę stara się utrzymać swój tak zwany stołek. Nie mam tego lęku w sobie, że nie spełnię czyichś wydumanych oczekiwań, dlatego tak stanowczo się odzywam. Bronię miejsca, w którym pracuję, bo jestem jego wizytówką i reprezentuję ludzi, z którymi pracuję. Stanę murem za nimi i za naszą pracą.

- A pamięta Pani najbardziej przykry moment w tej pracy?

- Nie było takiego, bo mam takie podejście, że po prostu robię swoje, choć wylewa się na mnie dużo hejtu, szczególnie tego niejawnego, pod ukrytymi nickami. Ostatnio w sieci czytałam komentarz na swój temat, że rzekomo jest zapaść w kulturze. A to już naprawdę trzeba być ignorantem, żeby tak napisać. Ale to niestety już tak jest, jak ktoś nie uczestniczy w życiu kulturalnym i pisze tylko po to, żeby dowalić pani Maj. Ludzie, którzy uczestniczą w życiu kulturalnym Sokółki, dobrze mnie poznali. Słyszę bardzo dużo pozytywnych komentarzy od wszystkich, którzy przychodzą do naszych placówek. Jesteśmy też wysoko oceniani przez instytucje kultury z innych miast w Polsce. Jeździmy na spotkania, szkolimy się i ciągle podnosimy poziom naszej oferty.

- Za Pani kadencji kultura w Sokółce przeszła sporą metamorfozę. Placówki SOK mają nowe logo nawiązujące go krajki sokólskiej, przeprowadziliście się do wyremontowanej Kamienicy Tyzenhauza, pracownicy kultury z różnych okazji wcielają się w aktorów, piosenkarzy, zainicjowaliście szereg nowych cyklicznych wydarzeń… To na pewno nowa jakość, której do tej pory tutaj nie było.

- Jako dyrektorka Sokólskiego Ośrodka Kultury naprawdę mam szczęście, że pracuję z tak wspaniałymi, zdolnymi i oddanymi swojej pracy ludźmi. Ten potencjał ludzki jest nie do przecenienia. Nie bez znaczenia jest też fakt, że burmistrz Sokółki doskonale rozumie kulturę. Wiem bowiem od innych dyrektorów z różnych domów kultury, że niestety nie wszyscy burmistrzowie czy wójtowie mają takie przekonanie, że kultura jest ważna. A jest bardzo ważna. I dlatego życzę każdemu dyrektorowi ośrodka kultury, takiego burmistrza we współpracy jakim jest Ewa Kulikowska. Wtedy naprawdę kultura dostaje skrzydeł.

od 16 latprzemoc
Wideo

CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na sokolka.naszemiasto.pl Nasze Miasto