Tamtego roku zima była bardzo sroga, napadało mnóstwo śniegu, był potworny mróz. Po 13 grudnia wszyscy zamknęli się w domach, zresztą ogłoszono godzinę policyjną, której należało przestrzegać. Dyrektor Dębko porównuje tamten czas do pandemii.
- Tylko wtedy było straszniej, bo za nieprzestrzeganie wprowadzonych nakazów groziły bardzo poważne konsekwencje - dodał.
Stan wojenny ogłoszono w niedzielę. W telewizji nadawano specjalne komunikaty, nie działały telefony.
- Już rano wiedzieliśmy co się dzieje, ale jeszcze poszliśmy do kościoła. Zresztą, do kościoła mogliśmy chodzić cały czas - przypominał Krasiński, który był związany z Solidarnością.
Drugiego dnia stanu wojennego sokólscy solidarnościowcy musieli oddać klucze do swojego biura, które mieściło się w dzisiejszym budynku Starostwa.
- Potem zabrali nas do niego. A tam był nasz sztandar, który nam wówczas odebrano. Duża konsternacja się pojawiła, ponieważ sztandar jest bardzo ważny. Już po stanie wojennym okazało się, że ks. Kalinowski nam go przechował. Dostał go od komisarza, któremu obiecał wtedy, że nie powie nikomu o jego posiadaniu- opowiadał Krasiński.
Ten sztandar potem poświęcono. I to aż dwa razy. Najpierw w Różanymstoku, a następnie w Sokółce. Drugą uroczystość połączono z zaprzysiężeniem Solidarności, że będą bronić praw pracowniczych.
Reklamy "na celebrytę" - Pismak przeciwko oszustom
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?