Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Bohater wojenny, generał Godlewski zostanie upamiętniony w Harasimowiczach (zdjęcia)

mj
Janina Kalinowska z Sidry jest bratanicą gen. Edwarda Józefa Godlewskiego.
Janina Kalinowska z Sidry jest bratanicą gen. Edwarda Józefa Godlewskiego. Mieczysław Jurkowski
Z Harasimowicz pochodzi generał Edward Józef Godlewski, uczestnik I Wojny Światowej, walk o niepodległość, wojny z bolszewikami, wojny obronnej w 1939 roku oraz konspiracji. Aresztowany trafił do niemieckich obozów koncentracyjnych, gdzie umarł w maju 1945 roku. We wrześniu w jego rodzinnej miejscowości zostanie odsłonięta tablica pamiątkowa

Dzięki Bogu, że są jeszcze ludzie, którzy chcą upamiętnić naszego stryja. Jego walkę, bohaterstwo i męczeństwo. Niewielu jest takich ludzi, którzy tyle co on stracili dla ojczyzny. Stryj walczył, poświęcił siebie i swoją rodzinę – mówi Janina Kalinowska z Sidry, bratanica gen. Edwarda Józefa Godlewskiego.

Urodziła się z Marią, swoją siostrą bliźniaczką w 1932 roku. Pamięta jak ich ojciec zmarł w 1938 roku, na rok przed wojną. Stryj przyjechał na jego pogrzeb. Mama w pokoju postawiła na stole herbatę i ciasto. Stół był duży i serweta sięgała prawie do ziemi. Schowała się pod ten stół z wielką lalką i słuchała jak dorośli rozmawiają przy stole.

Byli goście ze strony mamy i jeszcze jeden wojskowy, który zawsze ze stryjem chodził. Pamięta jak mówili, że niewesoło jest w naszym kraju, że nie zapowiada się dobrze. Przeczuwali zbliżającą się wojnę, w której nadejście nie wszyscy obecni wierzyli.

– Pytałam potem stryja siostry: Ciociu, ale jak będzie wojna to nasz stryjek może zginąć? Ona mówiła: Tak, wszystko możliwe, bo jak wojna to może zginąć. Myśmy się rozpłakały, ja i Maria. Boże kochany, nasz stryjek – słoneczko może zginąć – wspomina.

Nazywały go bowiem stryjek – słoneczko, bo przysłał im paczuszkę, w której były sukieneczki z falbankami, kapelusiki i było tam wyhaftowane słońce. Oficjalnie stryj był w rodzinie zawsze tytułowany pułkownikiem.
– To była już jego ostatnia wizyta u nas, tyle go widzieliśmy – mówi pani Janina.

Po wybuchu wojny goniec przyniósł mamie wiadomość od księdza Abramowicza z Białegostoku, że ma stawić się o określonej porze w Grabowie u jego kuzynów. Tam przekazano mamie wieści od stryja.

Dowiedziała się, że rozpuścił swój pułk i przedostał się do księdza Abramowicza, który był jego przyjacielem. I, że teraz myśli co dalej robić. Skąd broń wziąć i jak ma dalej walczyć. Pułki, które złożyły broń od razu były otaczane przez Sowietów i były gnane przez nich nie wiadomo gdzie.

Dzięki temu, że stryj rozpuścił swój pułk, jego żołnierze uniknęli tego losu. Te pułki, które pierzchły, pozostały przy życiu. Niektórzy powrócili do domów, inni poszli do partyzantki, część uciekła za granicę.

– Stryjowi dawano samolot, kazano mu uciekać za granicę. On tego nie mógł zrobić, nie mógł zostawić swoich żołnierzy, rodziny i kraju. Nie mógłby spokojnie żyć za granicą ze świadomością, że Polacy w kraju cierpią. Pozostał, by walczyć na miejscu, w Polsce – wyjaśnia pani Janina.

Byli ludzie, którzy wspomagali walkę i byli tacy, którzy zdradzali. Słyszała od jednej pani z Krakowa, że nie znają takiego drugiego wojaka, który by kochał kraj jak Godlewski.

– Niektórzy za ruskich mieli dobrze, ale tacy jak my byli prześladowani i mieliśmy ciężko. Mama musiała co tydzień chodzić i meldować się do Sielsowietu w Ostrowiu, że jest na miejscu i nigdzie nie uciekła. Myśmy mamę odprowadzały i zawsze przy tym płakałyśmy – wspomina.

Sowieci zapisali też ich rodzinę do wywózki na północ. Trzy razy mieli być wywożeni. Ich skład zatrzymywał się na bocznicy w Kamiennej, gdzie miał czekać na „załadunek”, aż drugi z Różanegostoku już z ludźmi minie Grodno. Dwa razy ulegał on sabotażowi ze strony partyzantki. Pani Janina podejrzewa, że udział w tym miała „Inka” Danusia Śledzikówna, która mogła powiadamiać partyzantów. Pożyczała u nich książki.

Jak przyszli Niemcy, to ich rodziny się nie czepiali. Po „wyzwoleniu” na początku ktoś ich pilnował, nie wiedzieli kto. Jak się robiło szaro, to po drugiej stronie ulicy, naprzeciw ich domu na kamieniu pod wielką brzozą ktoś siedział i pilnował ich domu.

– Myśmy nic nie wiedzieli ani o stryju, ani o stryjence. Dopytywaliśmy, ale jakby jakaś zasłona była. Dowiedzieliśmy się o ich losie już po wojnie. Tak samo o tym, że ich najstarszy syn Harald zginął w powstaniu warszawskim – opowiada.

Młodszy syn Witold przeżył wojnę, ale tak naprawdę dowiedzieli się dopiero niedawno jak wyglądało jego życie. Nie mieli z nim żadnego kontaktu. Być może przez to, że Godlewski chronił całą rodzinę przed konsekwencjami swojej działalności. Witold już zmarł, ale żyje jeszcze jego żona i dwóch synów.

Mają nadzieję spotkać się we wrześniu podczas odsłonięcia tablicy poświęconej generałowi.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Uwaga na chińskie platformy zakupowe

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na sokolka.naszemiasto.pl Nasze Miasto