Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Bóg wciąż działa, choć Cud Eucharystyczny przez 14 lat już nieco spowszedniał

Martyna Tochwin
Martyna Tochwin
archiwum
Modlący się w Sanktuarium Najświętszego Sakramentu w Sokółce przed Cząstką Ciała Pańskiego doznają nie tylko łask duchowych, ale też uzdrowień z najcięższych chorób, nierzadko potwierdzonych zaświadczeniem lekarskim.

Jeden z mieszkańców Sokółki uległ w sierpniu 2011 roku grożącemu śmiercią wypadkowi podczas pracy. Wpadł do wnętrza maszyny gniotącej śmieci, która zmiażdżyła mu w poważnym stopniu czaszkę, stracił oko. Lekarze nie widzieli szans na przeżycie. W dzień po wypadku została odprawiona msza święta w intencji umierającego, a jego rodzina modliła się w kaplicy plebanii, gdzie przechowywano wówczas Cząstkę Ciała Pańskiego. W tym czasie choremu opadła gorączka. Następnego dnia, w Uroczystość Wniebowzięcia Matki Bożej, rodzina znów modliła się w tej samej kaplicy. Chory zaczął wracać do zdrowia. Jedyną pozostałością wypadku są bóle głowy - to tylko jedno z wielu świadectw uzdrowień, do których doszło dzięki modlitwom w sokólskiej Kolegiacie.

Mija czternaście lat od czasu, kiedy cały świat usłyszał, że w sokólskiej świątyni miał miejsce cud. To tu Hostia zmieniła się w ludzką tkankę.

Do parafii św. Antoniego w Sokółce cały czas napływają świadectwa o łaskach, jakich ludzie doświadczyli po modlitwie w tej świątyni. Ktoś został uzdrowiony z nowotworu, komuś innemu wróciło czucie w nogach, ktoś wyszedł cało z groźnego wypadku, ktoś się nawrócił...

Niezwykłe wydarzenia nie do wyjaśnienia

Była niedziela 12 października 2008 roku. Podczas porannej mszy świętej w kościele św. Antoniego w Sokółce w trakcie udzielania komunii jednemu z kapłanów wypadł konsekrowany komunikant. Kapłan podniósł Hostię i zgodnie z przepisem liturgicznym włożył do vasculum, czyli małego naczynia z wodą. Komunikant miał się w nim rozpuścić.

- Po mszy świętej siostra Julia Dubowska, zakrystianka mając świadomość, że konsekrowany komunikant będzie rozpuszczał się jakiś czas, na polecenie ks. proboszcza Stanisława Gniedziejki przelała zawartość vasculum do innego naczynia i umieściła je w sejfie znajdującym się w zakrystii kościoła. Klucze do sejfu miała tylko siostra zakrystianka i proboszcz - czytamy na stronie parafii.

Tydzień później zakonnica zajrzała do sejfu. Na rozpuszczającym się komunikancie ujrzała czerwoną plamkę, która przypominała zakrzepłą krew. Natychmiast został powiadomiony proboszcz.

- Pojawienie się na konserwowanej Hostii tej czerwonej plamki, wprawiło nas w zamyślenie. Co to się stało? Co to jest? Co to za substancja pojawiła się na Eucharystii. Wyglądało to na taką zakrzepłą krew o zagęszczonej konsystencji. Jak to rozumieć? Wiedzieliśmy, że nie można tego zlekceważyć. Było to głębokie przeżycie. I zaraz pojawiły się pytania: Jak to odczytać, jak do tego podejść, co przekazać ludziom? Wiedzieliśmy, że tej sprawy nie wolno zbagatelizować. Nie wolno obojętnie przejść obok tego wydarzenia. To jest jakiś znak. Trzeba go tylko odczytać, rozpoznać od strony naukowej, teologicznej. Trzeba odczytać zamysł Boży - wspominał ks. Stanisław Gniedziejko, ówczesny proboszcz parafii św. Antoniego w Sokółce.

O sprawie został od razu poinformowany ówczesny metropolita białostocki ks. abp Edward Ozorowski. Przyjechał do Sokółki razem z kanclerzem kurii i księżmi profesorami. Zapadła decyzja: trzeba obserwować, co będzie dalej. Komunikant zasechł i pozostał w formie zakrzepłej krwi.

Kilka miesięcy później białostocka kuria zleciła badania patomorfologiczne, została też powołana specjalna komisja kościelna do zbadania tego nadzwyczajnego zjawiska.

Badania naukowe przeprowadziło niezależnie od siebie dwóch naukowców z Uniwersytetu Medycznego w Białymstoku: prof. dr hab. med. Maria Sobaniec-Łotowska oraz prof. dr hab. med. Stanisław Sulkowski.

Wyniki obydwu prac były identyczne: badany materiał wskazuje na tkankę mięśnia sercowego człowieka, który jeszcze żyje, ale znajduje się w stanie agonalnym.

- To wydarzenie nie sprzeciwia się wierze Kościoła, a raczej ją potwierdza. Kościół wyznaje, że po słowach konsekracji, mocą Ducha Świętego, chleb przemienia się w Ciało Chrystusa, a wino w Jego Krew - napisał wówczas w specjalnym komunikacie kanclerz kurii ksiądz Andrzej Kakareko.

Akta sprawy trafiły do Nuncjatury Apostolskiej, a białostocki metropolita w 2011 roku podjął decyzję o publicznym wystawieniu Cząstki Ciała Pańskiego. Uroczystość zgromadziła tłumy wiernych.

Od tego momentu każdy może zobaczyć i pomodlić się przy cudownej Hostii. W bocznej kaplicy w sokólskim kościele wystawiona jest monstrancja z Cząstką Ciała Pańskiego. Każdego dnia można tu spotkać ludzi modlących się przed cudowną Hostią.

Po nowotworze nie został nawet ślad

- Pracowałem wówczas jako dziennikarz „Naszego Dziennika” - wspomina Adam Białous, białostoczanin, autor wydanej w 2015 roku książki „Hostia”. - Miałem to szczęście, że jako jedyny mogłem wtedy przeprowadzić wywiad z naukowcami, którzy badali Cud, bo zgodzili się na rozmowę tylko dla tego dziennika. Ich relacje były naprawdę wstrząsające. Mimo, że badali to osobno, to oboje doszli do tego samego wniosku, że to mięsień ludzkiego serca w agonii. Doskonale pamiętam to, co mówiła pani prof. Maria Sobaniec - Łotowska, patomorfolog z Uniwersytetu Medycznego w Białymstoku, że normalnie w takim przypadku komórki nie powinny żyć już po kilku minutach, a ona badając to po dwóch tygodniach widziała, że te komórki wciąż się ruszały, że żyły. W pamięci utkwiła mi też informacja, że to połączenie komórek ludzkiego serca z Hostią jest tak precyzyjne, że żadna ludzka technika, by tego nie zrobiła.

W swojej książce zebrał świadectwa cudów wymodlonych przed Cudowną Hostią. W tym to pierwsze, świadectwo Krystyny Oloffson, Polki od 30 lat mieszkającej w Szwecji.

- Zachorowała ona na nowotwór jelita grubego. W maju 2009 roku pani Krystyna dowiedziała się o niezwykłym wydarzeniu, jakie miało miejsce w sokólskiej świątyni. Jeszcze w maju wybrała się tam z pielgrzymką i zamówiła mszę św. z prośbą o odzyskanie zdrowia. Długo i gorąco modliła się również w tej intencji, w obliczu Cząstki Ciała Pańskiego. Po kilku dniach, od czasu tej modlitwy, nieznośny ból całkowicie ustąpił. Przeprowadzone zaraz po tym fakcie badania lekarskie, wykazały, iż po nowotworze nie ma ani śladu. Pani Krystyna nie zapomniała podziękować Bogu za odzyskane zdrowie. „Pod koniec marca 2010 roku przyleciałam do Polski i prosto z lotniska pojechałam do Sokółki. W czwartek było czuwanie przed Najświętszym Sakramentem. Tam dziękowałam Chrystusowi z całego serca i będę dziękować do końca mojego ziemskiego życia… Kościół św. Antoniego w Sokółce jest dla mnie miejscem szczególnym, zawsze kiedy modlę się, jestem myślami w Sokółce… Chciałabym wołać tak głośno, żeby usłyszeli mnie wszyscy ludzie na całym świecie - Nawracajcie się i ufajcie Chrystusowi, to nasz Bóg i Pan, On wszystko może” - woła w swoim świadectwie pani Krystyna, która podpisała się pod nim jako „Apostołka Bożego Miłosierdzia”.

Oprócz tego i wielu innych powszechnie znanych cudów, Adamowi Białousowi udało się dotrzeć do kilku osób uzdrowionych, które opowiedziały mu o łaskach, jakich doznały za przyczyną Cząstki Ciała Pańskiego. Jednym z nich jest pan Władysław Szuba ze Świdnika koło Lublina.

„Podczas pobytu w szpitalu w roku 2005 lekarze stwierdzili u mnie arytmię serca. Najpierw była to arytmia napadowa, a później utrwalona - czytamy w książce „Hostia” Adama Białousa. „Tę ciężką przypadłość, która w każdej chwili może pozbawić człowieka życia, potwierdzono po badaniach wykonanych w Klinice Kardiologii w Lublinie. W czerwcu roku 2014 przeszedłem skomplikowaną operację. Kiedy tylko wróciłem ze szpitala, wziąłem do rąk książeczkę „Eucharystyczne wydarzenie w Sokółce” autorstwa ks. Stanisława Gniedziejki, proboszcza sokólskiej kolegiaty. Wydawnictwo to otrzymałem od znajomego. Jest tam m.in. Koronka do Jezusa Chrystusa w Najświętszym Sakramencie, modlitwa rozpowszechniana po niezwykłym wydarzeniu eucharystycznym w Sokółce. Codziennie zacząłem modlić się na tej Koronce. Z czasem zacząłem czuć się coraz lepiej. Kiedy w grudniu 2014 roku byłem na badaniach kontrolnych, lekarz który mnie prowadzi był zupełnie zaskoczony ich wynikami. Powiedział mi, że nie mam już arytmii serca i że on, choć w lekarskim zawodzie pracuje już kilkadziesiąt lat, do tej pory nie miał takiego przypadku, żeby serce 81 letniego pacjenta się umiarowiło. W styczniu 2015 roku miałem robione kolejne badania w lubelskim szpitalu. Ordynator kardiologii poprosił mnie wtedy o szczerą odpowiedź na pytanie jak się wyleczyłem z arytmii serca, bo on nie mógł tego pojąć. Wtedy powiedziałem mu zgodnie z prawdą, że zostałem uzdrowiony przez Boga, kiedy zacząłem odmawiać Koronkę do Jezusa Chrystusa w Najświętszym Sakramencie. Słyszeli to również obecni na sali inni lekarze i pielęgniarki. Nic mi na to nie powiedzieli, po prostu oniemieli” - wyznał Władysław Szuba .

Cuda wciąż są, choć nie zawsze o nich się mówi

Dużym echem odbiło się też świadectwo cudu, jakim w 2020 roku podzieliło się małżeństwo prowadzące poczytnego bloga „Nieperfekcyjna Rodzina”. Wtedy opisali, jak dzięki modlitwie i wizytom w słynącym z Cudu Eucharystycznego sokólskim sanktuarium dwukrotnie zostali rodzicami.

Dziś są już rodzicami trójki maluchów, i jak sami mówią - są dowodem na potrójny cud. Bo po każdej wizycie w intencji zostania rodzicami po raz kolejny, znowu po krótkim czasie byli w ciąży.

- Był rok 2016. A my nadal nie mogliśmy wziąć w ramiona naszego upragnionego dziecka. W roku 2015 pochowaliśmy nasze pierwsze dziecko. Był żal. Był smutek w oczach i coraz mniej nadziei na cud. Aż pewnego dnia wzięłam swojego męża za rękę i powiedziałam „jedźmy do Sokółki, tam wydarzył się cud eucharystyczny, słyszałeś o nim? Rok 2016 - miesiąc później jestem w stanie błogosławionym - pisali blogerzy.

Sanktuarium w Sokółce odwiedzili także w 2018 roku. Jechali podziękować za to, co już mają, ale też poprosić o kolejne dzieciątko. - Miesiąc później jestem w stanie błogosławionym - opisuje mama.

Rodzina przyjeżdża co roku do Sokółki, by dziękować za dar życia dzieci.

- Oczywiście zawozimy też nasze prośby i różne intencje, ale przede wszystkim jedziemy podziękować. Czasem uda nam się uczestniczyć we mszy świętej, ale bywały też takie lata, w których byliśmy tam dosłownie kwadrans, więc to pokazuje, że liczy się włożony wysiłek, a nie ilość i długość modlitwy. Pokora jest bardzo potrzebna wszystkim tym, którzy o cokolwiek Boga proszą. By umieć przyjąć z pokorą plan Boży. Bo być może kiedyś znowu poprosimy o dar potomstwa, a nie będzie nam dany przez dłuższy czas lub w ogóle. Chwała Panu za wszystko - podkreślają blogerzy.

Choć można odnieść wrażenie, że po 14 latach od niezwykłych wydarzeń, cud w Sokółce nieco spowszedniał, to „cuda” tutaj dzieją się każdego dnia.

Pani Joanna z Białegostoku po latach leczenia niepłodności została mamą. Babcia małego Jakuba Rapiera wymodliła dla wnuczka uzdrowienie z zespołu Aspergera. Dla mieszkanki Pszczyny cudem było nawrócenie się męża. Z kolei mieszkanka okolic Sokółki poprosiła o modlitwę w intencji jej 25-letniej córki, chorej na nowotwór. Po kilku miesiącach młoda kobieta została uzdrowiona.

- Wiem od kustosza, że ludzie niezbyt chętnie ujawniają teraz historie swoich uzdrowień. Mimo, że one cały czas się dzieją, w większości są tylko do wiadomości kustosza sanktuarium oraz ewentualnie do Watykanu. Bywa, że dołączane są zaświadczenia lekarskie, więc wciąż dochodzi do spektakularnych uzdrowień. Są też uzdrowienia duchowe - mówi Adam Białous.

od 16 latprzemoc
Wideo

CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na sokolka.naszemiasto.pl Nasze Miasto