Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Wojna i podwyżki sprawiły, że jest coraz mniej osób chętnych do pomocy potrzebującym

Martyna Tochwin
Martyna Tochwin
pixabay.com
Zawierucha wojenna na Ukrainie, szalejąca inflacja i podwyżki cen podstawowych produktów żywnościowych - to wszystko sprawia, że sokólskie grupy pomocy mają coraz mniejsze możliwości wspierania swoich podopiecznych. I jak alarmują sokółczanki prowadzące takie grupy, sytuacja jest dramatyczna.

Nastały ciężkie czasy. Covid, wojna, drastyczny wzrost cen. To wszystko to jakieś szaleństwo. Jest coraz gorzej, ludziom brakuje na podstawowe rzeczy, takie jak chleb, nie mówiąc już o lekach czy opłatach. Czasem zastanawiamy się co będzie dalej, czy będziemy mogli nadal pomagać - mówią smutno Małgorzata Paszko i Anna Bronicka, mieszkanki Sokółki.

Od czterech lat prowadzą grupę pomocy „Skrawek nieba”, która aktywnie pomaga najuboższym mieszkańcom naszego regionu. Wśród swoich podopiecznych mają sporo osób - aż 122, w tym sporo dzieci. Dorośli podopieczni to ludzie mający przeważnie problemy zdrowotne, nie radzące sobie w życiu, mieszkające w bardzo złych warunkach.

- Niemal codziennie ktoś potrzebuje pomocy. W ciągu czterech lat naszej działalności nawiązaliśmy współpracę z wieloma wspaniałymi ludźmi, mamy też stałych darczyńców, ale niestety jest gorzej. Matki muszą wydzielać dzieciom jedzenie, chorzy nie wykupują leków, ludzie mają w domach zimno, bo nie mają opału, nie mają jak wykąpać dzieci.

Do tej pory udawało im się pomagać potrzebującym. Ale od kilku tygodni pomoc od darczyńców tąpnęła. Jest jej coraz mniej. - Obecnie wszyscy skupili się na pomocy Ukrainie. To dobrze, bo tym ludziom trzeba pomóc, ale przy okazji nie zapominamy również o naszych rodakach w potrzebie - apelują.

W podobnie ciężkiej sytuacji jest inna grupa pomocowa w Sokółce - Arka. Jej szefowa, Małgorzata Domin również nie ukrywa, że pomagać jest coraz trudniej.

- Czasem muszę nawet odmówić pomocy, bo zwyczajnie nie mam darczyńcy np. na leki. Albo każę czekać i czasem się trafia ktoś, kto pomoże. Niestety, jest z tym tylko gorzej - mówi.

I dodaje: -Brakuje żywności. Podopieczni nieraz pytają mnie, czy wykupię im leki, wręcz o to błagają. A ciężko jest teraz znaleźć kogoś, kto wykupi receptę. Choć nie powiem, co do leków zdarzają się czasem ofiarodwcy. Ostatnio np. pani z Holandii wykupiła potrzebne lekarstwa. Ale i tak ciężko jest teraz pomagać innym. Tym bardziej, że osób w potrzebie jest coraz więcej.

Coraz rzadziej może liczyć na paczki z darami. Zaczęła więc wystawiać różne fanty na licytacje, które zamienia na żywność dla podopiecznych.

- Zdarza się, że osoby, które mają małe dochody zastanawiają się, czy np. 2 kg mąki zamienić na buty, czy też schować na czarną godzinę. Ale bywa też, że osoby bardziej majętne, gdy im coś się spodoba np. ostatnio łyżeczki ozdobne, to potrafią dokupić jeszcze więcej żywności. Nastały ciężkie czasy - mówi Małgorzata Domin.

Powodów mniejszego strumienia pomocy upatruje w kilku rzeczach. Ale najważniejszy powód to wojna na Ukrainie i niepewność ludzi z tym związana.

- Ludzie z myślą o sobie zaczęli wykupywać produkty trwałe, długoterminowe był moment że nawet zwykłe baterie zostały wykupione. Ludzie przygotowują się jak na wojnę. Po cichu magazynują gdzieś w piwnicach wodę w zgrzewkach, cukier, mąkę, robią mięso w słoikach - opowiada.

To wszystko przekłada się na to, że rzadziej ludzie myślą o innych. A losy rodzin - podopiecznych sokólskich grup - są naprawdę dramatyczne.

- Wstydzę się, że muszę prosić o jedzenie, ale nie mam innego wyjścia, bo nie mam co jeść. Od paru dni nie jemy chleba, bo przyszedł rachunek za światło i muszę go zapłacić. Tłumaczę dzieciom, że muszą wytrzymać, te młodsze nie rozumieją i proszą „mamo, chcę jeść”. Jestem po zabiegu operacyjnym, nie mogę podjąć pracy. Na leki też mnie nie stać. Dzieciom kupiłam, bo często chorują, mieszkamy w wilgoci. Bardzo proszę o jedzenie, nie sobie, tylko dzieciom. Chcę ugotować im obiad i zrobić kanapkę do szkoły. Czekamy na Waszą pomoc. Człowiek biedny, słaby, na wszystko brakuje. Gdyby nie ta pomoc, to nie wiem co by było. Ciągle boję sie, że może nie być tej pomocy - takie rozpaczliwe słowa słyszą od swoich podopiecznych szefowe „Skrawka nieba”.

I dodają, że obecnie prowadzą zbiórkę żywności i słodyczy na święta wielkanocne.

- Jest sporo rodzin i osób samotnych, schorowanych, którym te paczki przyniosą wiele radości. Chcemy przez to podarować im chociaż „skrawek nieba” - mówią.

od 16 latprzemoc
Wideo

CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na sokolka.naszemiasto.pl Nasze Miasto